Dziecko Sylwii dostało się na studia. Podobnie dzieci Agaty i innych rodziców, którzy zdecydowali się na tę metodę edukacji. Ci młodzi ludzie często nie spędzili w szkole ani jednego dnia.
Kilkanaście lat temu to nie była łatwa decyzja. Dość szybko doświadczyli na własnej skórze, że pójście pod prąd będzie się wiązało z licznymi trudnymi sytuacjami. Bo gdy zaczynali, byli prekursorami. Agata pamięta, że kiedy jej mąż poszedł do szkoły rejonowej, by zgłosić fakt wejścia w taki tryb nauki, był przez dyrekcję szkoły pytany o powody. „Chcę, by dzieci poszły do nieba, by były zbawione i by nauczyły się miłości do ojczyzny” – miał odpowiedzieć. Były śmiech i uwaga, że faktycznie, z takimi celami to lepiej w nauczaniu domowym. Na ogół matki rezygnowały z pracy, by cały dzień poświęcić rodzinie i uczyć dzieci. Utrzymanie rodziny spoczywało na ojcu. Często brakowało na wiele rzeczy, nie wyjeżdżali na egzotyczne wakacje, zdarzało się, że nie wyjeżdżali w ogóle. I jeszcze musieli słuchać, że są dziwni. Wkrótce okazało się, że edukacja domowa to styl życia wybierany z pełną świadomością, dla wartości nadrzędnych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Widera-Podsiadło