Pokażę Ci drogę do nieba Ksiądz Franciszek rozliczał siebie nieustannie, jak człowiek, który wie, że to życie podarowano mu co do sekundy – założyciela Ruchu Światło–Życie wspomina ks. Henryk Bolczyk.
Oaza w Koniakowie, lata 50. Panie z kuchni mówią do ks. Blachnickiego: „Nie mamy nic na jutro do jedzenia”. A on na to: „Mamy jeszcze całą noc do myślenia”. Zadziwiły mnie jego oczy: spokojne, bez przerażenia. Zawsze było w nich coś z ognia, a jednocześnie emanował z nich wielki pokój. Nie ma powodu do paniki – zdawały się mówić. Był to jednak człowiek naznaczony cierpieniem, obozami i radykalnym przyjęciem Chrystusa po nawróceniu w więzieniu. Rozliczał siebie nieustannie, jak człowiek, który wie, że to życie podarowano mu co do sekundy. To widać w jego pamiętnikach, że on nie chciał marnować dnia na byle co. Musiał więc od początku być osobą podpadającą innym.
Czasem biskup Bednorz mnie pytał: „Ale ty tam chyba, Bolczyk, nie jeździsz do tego Krościenka, co? Uważaj, bo zwichrujesz, jak Blachnicki”. Biskup miał świadomość, że działania ks. Blachnickiego wymknęły się spod jego kontroli i mają znamiona jakiejś nieroztropności, nieliczenia się z realiami systemu komunistycznego. A tymczasem ks. Blachnicki rozumiał realizm nie przez układy polityczne i społeczne. Dla niego realizmem była Ewangelia.
Kiedyś biskup pyta: „Jeździ ksiądz autem?”. „No jeżdżę”. „To ja księdzu powiem, kto to jest Blachnicki. On ino gazu i gazu, a hamulca wcale nie używa”. Uśmiałem się przy tym, bo jakaś prawda o ks. Franciszku w tym się wyrażała. Ale przekonałem się, że to nie wypływało z chęci imponowania i nieliczenia się z realiami świata. On po prostu rzeczywiście zawierzył siebie Chrystusowi i chciał tą swoją wiarą przebijać mury. W dobie zakłamania komunistyczną ideologią on wierzył, że ocaleć można jedynie przez prawdę. Od czasu, gdy w więzieniu uwierzył w Chrystusa, liczył się chyba tylko z tym realizmem. Językiem św. Pawła mówiąc: przez co się godzi i przez co się nie godzi, byle głoszony był Chrystus, na wszelki sposób. Jeśli więc ktoś stawia trudności na tej drodze przepowiadania Jezusa, to te trudności dla człowieka wierzącego, jak Franciszek Blachnicki, po prostu nie istnieją.
Dla wielu osób odkryciem były zapiski duchowe ks. Franciszka. Wcześniej niektórzy widzieli w nim tylko aktywistę. Ponieważ dość wcześnie zetknąłem się z ks. Blachnickim, znałem również i tę drugą stronę jego życia. Jego twórcze spotkania na Kopiej Górce nigdy nie kończyły się inaczej, jak osobistą, trwającą kilkadziesiąt minut modlitwą na klęczkach przed Najświętszym Sakramentem. To nie było tajemnicą. Widzieliśmy, że cokolwiek by się w ciągu dnia działo, on to wszystko finalizował, pieczętował długą modlitwą wieczorną. Pokazywał w ten sposób, że sprawy kończy się prawdziwie, kiedy się odda je Panu Bogu. I kiedy Jemu odda się też przyszłość.
Fragmenty książki „Mocowałem się z Bogiem”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.