Pokażę Ci drogę do nieba Irka włącza magnetofon. Rodzina Augustynowiczów siada przy stole. W okna domu na żywieckiej Grapie zaglądają zielone szczyty Beskidu. Z głośników płynie spokojny głos mężczyzny.
Śmiertelnie chory ks. Bogdan Kolinek nie mógł już pisać – dyskretnie uśmiecha się pani Stasia. – Nagrał więc przed trzynastu laty dla kilku znajomych rodzin niecodzienny list na zwykłym kaseciaku. To był niezwykły ksiądz. Nigdy się nie chwalił, że studiował razem z Ojcem Świętym. Dopiero później dowiedzieliśmy się o tym, że korespondowali. Papież ciągle go zapraszał, a ks. Kolinek zbierał pieniądze, by ruszyć do Rzymu. W końcu uzbierał. Ale wtedy dowiedział się o pewnej bardzo biednej wielodzietnej rodzinie z Żywca i za całe oszczędności zorganizował im w Pewli wakacje. – Patrzcie, tam mój Rzym biega po lesie – żartował. Przez długie lata był spowiednikiem w krakowskim kościele Mariackim. Dowiedzieliśmy się, że był też współautorem słynnej „Poczty Ojca Malachiasza” Żychiewicza. Nigdy się tym nie chwalił… Gdy wylądował w Pewli Malej jako kapelan Domu Rekolekcyjnego KIK, był już emerytem.
Zawsze otaczał go wianuszek młodzieży. Mówili do niego „wujku”. Miał niesamowity dar przyciągania młodych. Gdy moja córka Irka, która uczyła w szkole, powiedziała tym drapichrustom: „jedziemy do ks. Kolinka”, to stawali się grzeczni jak aniołki. Hm, co ich tak pociągało w tym starym kapłanie? Kiedyś zimą przed naszym domem spotkał małego chłopczyka. Jego rodzina nie była związana zbytnio z Kościołem. Malec przygotował się do Pierwszej Komunii. Ks. Kolinek zawsze podchodził do każdego dziecka. Rozmawiał, żartował, pytał. Chłopczyk popatrzył mu w oczy i rzucił: A ksiądz przyjechałby do mnie na Komunię? – Przyjechałbym – uśmiechnął się ks. Kolinek. Minęło kilka miesięcy. Pierwsza Komunia. Przyjęcie w domu. Nagle otwierają się drzwi i wchodzi… ks. Kolinek. Wszystkich zamurowało. A chłopczyk miał łzy w oczach… Ksiądz, którego widział niedawno po raz pierwszy w życiu, pamiętał!
Irka, córka pani Stasi, puszcza kasetę. Z głośników płynie ciepły głos: – Wspominam wasz dom. Tak mi dobrze było tam się znaleźć. Kochani, kochani… To jest wielki skarb ten wasz dom! Wspominam te nasze wspólne kolędowania. Kolędy są takie cudowne. Niektórzy liturgiści mówią, że można je śpiewać tylko do końca oktawy Objawienia Pańskiego, ale się tym zbytnio nie przejmujcie. Jak po 2 lutego ktoś zaśpiewa, ciesząc się z narodzenia Pana, to wszystko będzie w porządku. Grzechu nie będzie miał. Pójdźmy wszyscy do stajenki… (schorowany ks. Kolinek śpiewa drżącym głosem). Podziw, że Bóg się tak uniżył, tak się do nas pochylił… Cudowna rzecz… Droga Ireno, czytam z przejęciem tę książkę o bracie Rogerze. Co za wspaniały człowiek! Po raz kolejny uświadamiam sobie, że nic, co wielkiego na tej ziemi, nie rodzi się bez bólu.
Ks. Kolinek zmarł 23 stycznia 1996. Przed śmiercią pocieszał czuwające przy jego łóżku zakonnice: Nie płaczcie. Zbliżam się do lądowania. Doczekał się w Pewli swojej ulicy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz