Polska powinna mieć dwa stadiony narodowe, bo już dawno dojrzała do tego, by mieć dwie reprezentacje.
14.11.2022 18:10 GOSC.PL
Dobrze, że Stadion Narodowy się popsuł, bo można by zapomnieć, że za chwilę zaczyna się mundial. W normalnych warunkach na dobry miesiąc przed turniejem nastroje podgrzewa co druga reklama, a teraz na piwo za zimno, markety z elektroniką chwalą się black weekiem, zamiast obiecywać zniżki za zwycięstwa Polaków, a producent kabanosów będących Oficjalną Przekąską Reprezentacji Polski na razie nie wypuścił spotów z Lewym i kolegami. Nie jest to chyba wyłącznie polski problem. W innych krajach kibice też zajmują się pucharami i swoimi ligami. Nawet oficjalna piosenka mistrzostw, choć teledysk umieszczono w internecie jeszcze wiosną, ma mniej wyświetleń niż niektóre utwory Sanah, albo Kiełasa, których poza Polską raczej się nie słucha. Widzieliście kiedykolwiek ten mundialowy klip? Wiedzieliście, że w ogóle jest?
Jednak awaria Narodowego przypomina o zbliżającym się piłkarskim święcie. Przy okazji przypomina, że z polskimi stadionami zawsze coś musi być nie tak. W latach dziewięćdziesiątych i wczesnych dwutysięcznych smutno było porównywać największe ligowe obiekty z pierwszym lepszym boiskiem z zachodniej Europy. Nawet poziom polskiej piłki nie odstawał od hiszpańskiego czy włoskiego aż tak, jak jakość budowli, na których w nią grano. W XXI w. zaczęły się zmiany. Z okazji nadchodzącego Euro 2012 zbudowano nie tylko wielki stadion dla kadry, ale i 40-tysięczniki w trzech miastach. W dodatku za publiczne pieniądze skonstruowano prywatny (wtedy klub należał do ITI, właściciela telewizji TVN) stadion Legii, a niektóre kluby zbudowały dachy nad trybunami. Jednak sytuacja nie mogła się tak po prostu poprawić. Narodowy po zakończeniu budowy trzeba było natychmiast naprawiać, w dodatku okazało się, że jest o parę tysięcy krzesełek za mały, by można było rozgrywać na nim finały Ligi Mistrzów. Z 40-tysięcznikami w Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu jak dotąd nie ma większych problemów technicznych, gorzej jest z zapełnieniem. Pełna lub prawie pełna frekwencja najczęściej zdarza się na obiekcie w Wielkopolsce, ale to i tak najwyżej parę meczów w roku. Bywa i tak, że na wielkich stadionach na spotkania pucharowe, lub mecze kadry przychodzi po 10-20 tys. kibiców. Na te ligowe czasem jeszcze mniej, a wtedy stadion wygląda, jakby go za karę zamknięto.
Przeskalowane inwestycje z okazji imprezy to też nie jest problem wyłącznie nasz, ale w zasadzie każdego, kto buduje specjalnie na mundial, euro czy olimpiadę. Nawet tacy piłkoholicy jak Brazylijczycy nie mają dziś co zrobić ze stadionami w Manaus, Natal, Cuiabie i Brasilii. Polska jest wyjątkiem, ale pod innym względem – mamy aż dwa stadiony budowane z myślą o reprezentacji, na których na co dzień nie gra żaden klub. I to akurat dobrze. Niektórzy twierdzili kiedyś, że skoro kadra ma rozgrywać spotkania w Warszawie, to Stadion Śląski traci rację bytu. Nic bardziej mylnego. Polska powinna mieć dwa stadiony narodowe, bo już dawno dojrzała do tego, by mieć dwie reprezentacje. Trenera jednej powinien wybierać rząd, a drugiego Sąd Najwyższy w składzie sprzed 2015 r.; na jednym stadionie sędzia będzie przed meczem rzucał monetą euro, na drugim złotówką, ewentualnie zaprzyjaźnionym dolarem; na jedne mecze kibice z zagranicy będą przylatywać na Centralny Portu Komunikacyjny, na inne przyjadą Pendolino. I na obu stadionach będzie spokój. Przynajmniej dopóki Polska nie trafi w grupie na Polskę.
PS
Z Oficjalną Przekąską Reprezentacji Polski nie żartowałem; kabanosy produkowane przez nowego sponsora kadry naprawdę otrzymały taki status, można sprawdzić na stronie PZPN.
Jakub Jałowiczor