Bunt stadionu

Polska powinna mieć dwa stadiony narodowe, bo już dawno dojrzała do tego, by mieć dwie reprezentacje.

Dobrze, że Stadion Narodowy się popsuł, bo można by zapomnieć, że za chwilę zaczyna się mundial. W normalnych warunkach na dobry miesiąc przed turniejem nastroje podgrzewa co druga reklama, a teraz na piwo za zimno, markety z elektroniką chwalą się black weekiem, zamiast obiecywać zniżki za zwycięstwa Polaków, a producent kabanosów będących Oficjalną Przekąską Reprezentacji Polski na razie nie wypuścił spotów z Lewym i kolegami. Nie jest to chyba wyłącznie polski problem. W innych krajach kibice też zajmują się pucharami i swoimi ligami. Nawet oficjalna piosenka mistrzostw, choć teledysk umieszczono w internecie jeszcze wiosną, ma mniej wyświetleń niż niektóre utwory Sanah, albo Kiełasa, których poza Polską raczej się nie słucha. Widzieliście kiedykolwiek ten mundialowy klip? Wiedzieliście, że w ogóle jest?

Jednak awaria Narodowego przypomina o zbliżającym się piłkarskim święcie. Przy okazji przypomina, że z polskimi stadionami zawsze coś musi być nie tak. W latach dziewięćdziesiątych i wczesnych dwutysięcznych smutno było porównywać największe ligowe obiekty z pierwszym lepszym boiskiem z zachodniej Europy. Nawet poziom polskiej piłki nie odstawał od hiszpańskiego czy włoskiego aż tak, jak jakość budowli, na których w nią grano. W XXI w. zaczęły się zmiany. Z okazji nadchodzącego Euro 2012 zbudowano nie tylko wielki stadion dla kadry, ale i 40-tysięczniki w trzech miastach. W dodatku za publiczne pieniądze skonstruowano prywatny (wtedy klub należał do ITI, właściciela telewizji TVN) stadion Legii, a niektóre kluby zbudowały dachy nad trybunami. Jednak sytuacja nie mogła się tak po prostu poprawić. Narodowy po zakończeniu budowy trzeba było natychmiast naprawiać, w dodatku okazało się, że jest o parę tysięcy krzesełek za mały, by można było rozgrywać na nim finały Ligi Mistrzów. Z 40-tysięcznikami w Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu jak dotąd nie ma większych problemów technicznych, gorzej jest z zapełnieniem. Pełna lub prawie pełna frekwencja najczęściej zdarza się na obiekcie w Wielkopolsce, ale to i tak najwyżej parę meczów w roku. Bywa i tak, że na wielkich stadionach na spotkania pucharowe, lub mecze kadry przychodzi po 10-20 tys. kibiców. Na te ligowe czasem jeszcze mniej, a wtedy stadion wygląda, jakby go za karę zamknięto.

Przeskalowane inwestycje z okazji imprezy to też nie jest problem wyłącznie nasz, ale w zasadzie każdego, kto buduje specjalnie na mundial, euro czy olimpiadę. Nawet tacy piłkoholicy jak Brazylijczycy nie mają dziś co zrobić ze stadionami w Manaus, Natal, Cuiabie i Brasilii. Polska jest wyjątkiem, ale pod innym względem – mamy aż dwa stadiony budowane z myślą o reprezentacji, na których na co dzień nie gra żaden klub. I to akurat dobrze. Niektórzy twierdzili kiedyś, że skoro kadra ma rozgrywać spotkania w Warszawie, to Stadion Śląski traci rację bytu. Nic bardziej mylnego. Polska powinna mieć dwa stadiony narodowe, bo już dawno dojrzała do tego, by mieć dwie reprezentacje. Trenera jednej powinien wybierać rząd, a drugiego Sąd Najwyższy w składzie sprzed 2015 r.; na jednym stadionie sędzia będzie przed meczem rzucał monetą euro, na drugim złotówką, ewentualnie zaprzyjaźnionym dolarem; na jedne mecze kibice z zagranicy będą przylatywać na Centralny Portu Komunikacyjny, na inne przyjadą Pendolino. I na obu stadionach będzie spokój. Przynajmniej dopóki Polska nie trafi w grupie na Polskę.

PS

Z Oficjalną Przekąską Reprezentacji Polski nie żartowałem; kabanosy produkowane przez nowego sponsora kadry naprawdę otrzymały taki status, można sprawdzić na stronie PZPN.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jakub Jałowiczor