WIELKI POST 2007 - KATECHEZA V Marcin Jakimowicz: Rozmawiałem kiedyś z młodym, poranionym chłopakiem. Powiedział, że tylko Bóg widzi w nim dobro. Rodzice i koledzy ciągle mówią mu: jesteś zły.
Ks. Tadeusz Czakański: – To zależy od oczu, jakimi ktoś patrzy na świat i człowieka. Ojcowie Kościoła mówili, że wzrokiem Kościoła jest Duch Święty i że On pozwala zobaczyć Jezusa. Podobnie jest z dobrem. Bóg już na samym początku widział, że wszystko, co stworzył, jest dobre. Człowiek jest koroną stworzenia. To właśnie w Kościele możesz usłyszeć: jesteś dobry. Jasne, masz skażoną grzechem naturę, ale w swej istocie jesteś dobry. W głębi naszego serca zawsze pozostaje odciśnięty obraz dobrego Boga, na którego wzór zostaliśmy stworzeni... Ciało nasze jest świątynią Ducha Świętego, to dzięki Niemu widzimy dobro.
Mamy jednak solidną skorupę. Delikatności i czułości nie widać pod setkami masek ironii i agresji…
– Ale ciągle jest to jeszcze żywa skorupa, a nie maska pośmiertna. W każdej takiej skorupie są szczeliny, prześwity, pęknięcia. To wystarczy, by wpadł tam promień łaski. Wielkość Jezusa polegała na tym, że potrafił dostrzec dobro i w faryzeuszu, i w prostytutce. Chciał ratować każdego, bo kochał każdego. Przecież pytając Judasza: „Przyjacielu, po coś przyszedł”, nie mówił tego z ironią, ale z pełną życzliwością! Chciał go ratować. Podoba mi się żydowski midrasz związany z Księgą Wyjścia. Mówi on o Żydach, którzy przeszli przez Morze Czerwone, cieszą się i skaczą z radości. Nagle widzą, że Pan Bóg jest smutny. – Czemu się smucisz? Odniosłeś wielkie zwycięstwo! – wołają. A Bóg odpowiada: martwię się z powodu Egipcjan, którzy potonęli. To przecież też moje dzieci. On kocha największego grzesznika…
Kilka razy widziałem, jak podchodził Ksiądz z uśmiechem do obcych ludzi na ulicy i zagadywał ich. Widzi Ksiądz w nich dobro?
– Podchodzę do ludzi, bo jestem od urodzenia strasznie nieśmiały. To wychodzenie jest jedynym sposobem przezwyciężenia tej patowej sytuacji. Pan Jezus mówi, aby zaprzeć się samego siebie. Ktoś mi kiedyś powiedział, bym widział w każdym kandydata do jedności, więc próbuję...
Cadyk Widzący z Lublina mawiał: „Szatan nie tyle zabiega o grzech człowieka, ale o jego żal, że znów zgrzeszył i nie potrafi uniknąć grzechu. Wtedy łapie biedną duszę w sieci rozpaczy”. Są ludzie tak zakręceni wokół swojego grzechu, że kompletnie nie dostrzegają wokół siebie dobra…
– Często zaczynam rozmowę z penitentami od słów: dobry człowieku. Powiedzmy sobie szczerze: diabeł nie przyjdzie do spowiedzi. Przyjdzie człowiek, który ma jakąś nadzieję, na coś czeka. Może być nawet bardzo wystraszony i zamknięty, ale skoro już podszedł, to jest to wielkie poruszenie dobra. Im większy grzesznik się nawraca, tym większa radość w niebie. Pamiętajmy też, że rachunek sumienia zaczyna się od pytania, co zrobiłem dobrego, a dopiero potem jest pytanie o zło. Diabeł zazdrości nam tego, że możemy się nawrócić. Dlatego zasnuwa wokół nas mgłę niejasności, podejrzliwości, kłamstwa. Wmawia: z ciebie już nic nie będzie. Jesteś do niczego. Przesłania nam kompletnie Dobrą Nowinę, że jesteśmy kochani. Przecież powołaniem człowieka nie jest „iść do diabła”, jak niektórzy krzyczą. Człowiek idzie do nieba, do domu Ojca, do Boga.
Grzech promieniuje. Po wielu dniach czystości jedno potknięcie powoduje, że człowiek, zwłaszcza skrupulant, wpada w sidła rozpaczy..
– A co powtarzamy dzieciom? Codziennie musisz myć rączki, codziennie szorować zęby. Jeśli się pobrudzisz, to nie jest jeszcze koniec świata. Zanim człowiek się nauczy chodzić, musi kilkaset razy upaść. Najgorzej leżeć i nie prosić o pomoc w powstaniu. Powinniśmy chwycić za rękę Pana Boga i pozwolić, by uczył nas chodzić. Inaczej za takie samopotępienia się trzeba przepraszać Boga. Jeśli mówisz, że nikt ci nie pomoże, to możesz grzeszyć przeciw Duchowi Świętemu. Nikt, to nikt. A gdzie tu miejsce na łaskę Boga, ratunek Kościoła? Kościół to przecież święta wspólnota grzeszników i łódź ratunkowa dla każdego grzesznika…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Z ks. Tadeuszem Czakańskim* rozmawia Marcin Jakimowicz