Dzieciątku Jezus wielu chciało zaszkodzić. W Betlejem widać, że zawsze Mu tym pomagano.
Nieduże, pomieszczenie o wyślizganej posadzce i okopconym suficie. Na ścianach zawieszone kosztowne tkaniny. Jest dość duszno, bo ludzi sporo. Wszyscy poruszeni. „...Jezus, któregoś, o Panno, w Betlejem porodziła” – modlą się półgłosem. Dreszcz emocji. Betlejem to zawsze było gdzieś daleko. Za górami, za lasami, za morzem. Gdzieś, gdzie się nigdy nie będzie. Aż nagle się tu jest! I nawet dokładnie w tym miejscu. Skalną grotę w mieście Betlejem od najdawniejszych czasów uważa się za miejsce narodzenia Jezusa.
Na pewno tu
– Prawdopodobieństwo, że to autentyczne miejsce Bożego narodzenia jest bardzo duże – opowiada ojciec Seweryn Lubecki, franciszkanin z przylegającego do bazyliki klasztoru. – Pisał już o nim święty Justyn w II wieku. A cesarz Hadrian postawił tu pogańską świątynię, żeby przeszkodzić rodzącemu się kultowi.
Jak widać, cesarz tylko to miejsce uwiarygodnił. Coś było takiego, że – poczynając od Heroda – koronowanym głowom urodzone tu Dziecko wydawało się groźnym konkurentem. Chyba że to byli monarchowie chrześcijańscy. A konkretnie władcy Królestwa Jerozolimskiego. Ci, w czasach wypraw krzyżowych, gdy Jerozolima na sto lat dostała się w ręce chrześcijan, tu się koronowali. W miejscu narodzenia Króla królów.
Pamiętają te sceny potężne mury bazyliki, wzniesione na Grocie Narodzenia. Dokładnie nad grotą stoi teraz prezbiterium starożytnego kościoła. Jednego z najstarszych kościołów świata.
Każda epoka zostawiła tu swój ślad. Z innych czasów jest posadzka, z innych mozaiki. Kamienie w ścianach z zupełnie różnych czasów. Cztery rzędy kolumn, postawione za bizantyjskiego cesarza Justyniana, noszą ślady malowideł naniesionych przez krzyżowców.
Przejście dla małych
Po krzyżowcach został też gotycki portal nad wejściem – dziś zamurowany. Zostało tylko małe wejście zwane drzwiami pokory. To skutek rządów muzułmańskich Mameluków, którzy podobno wjeżdżali do bazyliki na koniach. Prawdopodobnie dla ukrócenia tych praktyk wejście do bazyliki zostało zmniejszone. I tak już zostało. To chyba najdziwniejsze wejście świata. Majestatyczna, potężna budowla, a nie sposób do niej „wkroczyć”. Bo jak tu wkraczać, gdy trzeba, przekraczając kamienny próg – przy okazji mocno się schylić. Tu każdy musi na chwilę zrezygnować ze swojego dostojeństwa. Inaczej korona z głowy spadnie. Tylko małe dzieci wchodzą tu bez problemu.
Przepychają się więc przez betlejemskie wejście ludzie wszystkich ras, kultur i narodów. Zginają się w pas biskupi, kłaniają się prezydenci. Bogaty czy biedny, gruby czy chudy – wszyscy muszą się upokorzyć. Inaczej nie wejdą. Kto przez cały dzień obserwowałby te procesje ludzi, miałby fantastyczny przegląd strojów z całego świata. A przy tym okazję do refleksji, jak historia dziwnie wymusiła tu symbolikę przejścia do… nieba. Z jego „ciasną bramą”, o której mówił Jezus. Nieba, do którego wchodzą tylko pokorni. Nieba, w którym nie ma władców, z wyjątkiem tego Dziecka, które przyszło na świat w warunkach zdecydowanie mało królewskich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak