Czemu Pani taka smutna? Przecież Jezus zmartwychwstał. No taaak, zmartwychwstał. Ale kiedy to było... A jednak Jezus żyje. Dotyka, uzdrawia, uczy przebaczać. Nie powiedział ostatniego słowa. Przeżyłem, choć lekarze nie dawali mi szans. – opowiada ksiądz Wojtek Stefaniak na Rusinowej Polanie
Zaczął opowiadać: „Kiedy kilka lat temu przyjaciel modlił się nade mną, zobaczył wyraźnie obraz: wody płodowe, a w nich pływające maleńkie dziecko. Jeszcze nieukształtowane. Było całkiem czarne, jakby zwęglone. Nie dawało znaku życia. I nagle rozbrzmiały nad nim stanowcze słowa: Żyj! Dziecko poruszyło się... Słowa te nie dawały mi spokoju. Kompletnie nie wiedziałem, co ten obraz oznacza. Nie słyszałem nigdy, by z moim narodzeniem związane były jakieś zawirowania. Nie chciałem pytać mamy, by nie prowokować jakichś dramatycznych wspomnień i wyrzutów sumienia. Ale niespodziewanie to ona sama kilka dni później opowiedziała mi historię moich narodzin. Ciąża była zagrożona. Konflikt. Nie dawano mi żadnych szans. Zaczęły się przepłakane noce. Mama zdobyła się na heroizm: zdecydowała się jednak mnie urodzić. Od razu po porodzie zostałem przewieziony na operację do Warszawy. Cudem przeżyłem”.
Wyszliśmy z gęstego szpaleru świerków. Przeskoczyliśmy strumień i przed nami rozpostarła się ogromna, ośnieżona Rusinowa Polana. Wynurzyły się poszarpane szczyty Gerlacha, Młynarza, Wysokiej i Rysów. „Żyj!” – dzwoniło w moich uszach. „Boże, to Ty sprawiasz, że żyję!”, „Góry, zabrzmijcie okrzykami, i ty, lesie, z każdym twoim drzewem! Bo Pan odkupił Jakuba i chwałę swą okazał w Izraelu. Tak mówi Pan, twój Odkupiciel, Twórca twój jeszcze w łonie matki: Jam jest Pan, uczyniłem wszystko, Sam rozpiąłem niebiosa, rozpostarłem ziemię; a któż był ze Mną?” (Iz 44, 23–24). Oddech to po hebrajsku „Ruah”. Słowo to również oznacza Ducha Świętego. To On podtrzymuje cię w chwili, gdy czytasz ten tekst. Oddychasz dzięki Niemu.
Serduszko jednak bije
Zadzwonił do mnie zrozpaczony kolega. Długo czekali z żoną na dziecko, wreszcie Asia zaszła w ciążę. Ku jej przerażeniu lekarz spokojnie obwieścił: serduszko małego nie bije. – To był szok. Powlokłam się zapłakana do pokoju. Najbardziej pomogła mi rozmowa z koleżanką, która poronienie przeżyła. Dotarło do mnie, że jestem taka jak wszyscy, i to cierpienie może być moim udziałem. To mnie paradoksalnie uspokoiło. Zaczęłam odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Myślałam sobie: Jeśli robaczku idziesz do nieba, to nie chcę, byś szedł tam obciążony egoizmem swoich przodków. Chciałam, by Jezus uwolnił go ze zranień zadanych grzechami moimi i mojego męża. Prosiłam maluszka, żeby przebaczył mi moją niedoskonałość w umiłowaniu go.
Dziś myślę, że to ta modlitwa mogła spowodować cud. Po jakimś czasie zorientowałam się, że spadła ze mnie niemożność przebaczenia zadanych mi ran. Przebaczenie jest zawsze cudem zaistnienia Pana Jezusa. I ten moment pamiętam intensywniej, niż to, co się okazało później na lepszym USG. Serce Michałka spokojnie sobie pikało, pomimo wyroku niekompetentnego lekarza. – Czemu mi to powiedział, skoro nie był pewny? – krzyczałam w duchu. Przecież taka wiadomość może powalić słonia, a co dopiero rozedrganą hormonami, oczekującą dziecka kobietę. Mały Michałek rośnie jak na drożdżach. Stary midrasz powiada, że przebaczenie jest większą rzeczą niż stworzenie świata. Bo aby stworzyć świat, Bóg nie musiał stać się człowiekiem, a by przebaczyć – musiał
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz