Gdy byłam mała, starałam się utrzymać z Nią kontakt. Prosiłam Ją o wiele rzeczy i nigdy się nie zawiodłam. Potem się zagubiłam – opowiada Ania Koźlicka.
Porzuciłam Matkę Jezusa. Spotkałam ludzi, którzy powiedzieli mi: – Modląc się do Maryi, ranisz samego Boga. Ta „prawda” została wsparta cytatami z Biblii. Nie chciałam ranić Boga. Głęboko uwierzyłam, że żadna z moich „małych modlitw” do Maryi nie została wysłuchana. Przecież Matka Zbawiciela jest zwykłym człowiekiem i na pewno nic nie wie o moim istnieniu. Na znak zerwania potargałam obrazek z Jej wizerunkiem.
Ten brak kontaktu ze świętymi trwał ponad trzy lata. Wiele osób mówiło mi o pięknie Niepokalanej, ale ja to odrzucałam. Był to dla mnie koszmarny czas, miałam chwile, gdy wątpiłam. Prosiłam Boga o znak, o wspólnotę, w której mogłabym Go uwielbiać. A On milczał. Moi rodzice ciągle sprawdzali, gdzie i z kim wychodzę – chcieli mnie uchronić przed sektami.
Sposób, w jaki Pan rozwiązał tę sytuację, zwalił mnie z nóg. Na modlitwę wspólnoty zaprowadziła mnie moja koleżanka, do której moi rodzice mieli pełne zaufanie. Nie bardzo wierzyłam, że Kościół katolicki jest Kościołem Boga żywego, ale to właśnie tu odnalazłam ponownie Jezusa (raczej to On mnie odnalazł) i Jego Matkę. I to tuż za rogiem, w mojej parafii!
Kiedyś do naszej wspólnoty przyjechał zakonnik. Dla każdego z nas miał Słowo od Boga. Byłam przedostatnią osobą, do której podszedł. Spodziewałam się, że dostanę „ochrzan”, że odrzucam podstawowe doktryny Kościoła. A tu zaskoczenie. Kapłan przekazał mi słowa pełne miłości. Popatrzył mi też głęboko w oczy i dodał: przeczytaj rozdział 19. z Ewangelii św. Jana.
Po przyjściu do domu rzuciłam się na Pismo Święte. Znalazłam ten fragment. „Oto Matka twoja” – przeczytałam i rozpłakałam się. Nie potrafię tego opisać, ale dopiero wtedy coś we mnie pękło. Dotarło do mnie, że moja Mamusia bardzo się o mnie troszczyła i zawsze chciała być przy mnie i jak małe dziecko prowadzić za rękę do Boga. Dopiero przez Słowo dotarło do mnie, że Jezus oddaje mnie pod opiekę swej Mamy. Długo płakałam, byłam bardzo poruszona, że Maryja nie zapomniała o mnie, mimo że Ją odrzuciłam.
Ta droga do Mamy nie była prosta. A teraz? Rozmawiam z Nią tak samo, jak to robiłam, gdy byłam mała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin jakimowicz