Święta, święta, święta – i już po świętach… Sprzątanie, szykowanie, pieczenie, zakupowe szaleństwo, ten cały przedświąteczny bałagan – i nagle już po wszystkim. Więc to tylko tyle?
Trochę czasu między przyjściem z pracy a powrotem do niej, między wigilijnym barszczem a rosołem z drugiego dnia świąt, między życzeniami a spacerem do szopki?... Czy to już naprawdę wszystko – tych kilka dni, które zawsze mijają zbyt szybko?
Wieczorem cisza pozmywanych talerzy. Wyprasowane na jutro ubranie. Resztki chudszej lub grubszej niż co roku szynki. I co? Znów obiecać sobie, że w przyszłym roku będzie inaczej? Bardziej – czy ja wiem – wzniośle?
Wszyscy to znamy – uczucie żalu, niedosyt… Poczucie, że gdzieś tam inni pewnie świętowali naprawdę. Pewne tezy tak łatwo wypowiedzieć – że zagubiliśmy sens święta, że wszechogarniający konsumpcjonizm, religijna płycizna i banał. Pewne rzeczy tak łatwo osądzić – że zbyt wiele zamieszania, starań, zachwiane proporcje między zabieganym przygotowywaniem a duchowym świętem.
Bo przecież mało pobożne są ładne sukienki, krochmalone serwetki i wieczory długie, by zdążyć posprzątać. Już bardziej pobożne są ręce zgrabiałe, niosące choinkę, pieniądze odłożone na opłatek i może ta kaseta z kolędami kupiona w zeszłym roku. Najbardziej pobożne: świeca Caritas, wzruszenie w gardle i sen przed Pasterką, krótki, podobny do czuwania.
Że co? Że prowokacja i niebezpieczne stopniowanie?...
Może i tak. Bo czy jest różnica między wieszaniem bombek na choince a ścieraniem z nich kurzu? Między staniem w kolejce a czekaniem na pierwszą gwiazdkę? Między klejeniem uszek a przewracaniem stron modlitewnika? Może granica między pobożnością a powierzchownością przebiega w sercu i nie tkwi w tym, co robimy? Może pobożne są krochmalone serwetki, ładne sukienki i długie wieczory, może pobożne są choinka i opłatek, świeca i gardło, i sen.
Bo tak naprawdę – święta świętami – a co działo się wcześniej? Przecież wcześniej: dużo miłości, by ktoś miał choinkę, dużo miłości, by mógł się w ciszy pomodlić, dużo miłości, by sprawić smak i zapach, dużo miłości...
To chyba nic nie szkodzi, że miłość ma niekiedy na drugie imię „ścierka do podłogi”, prawda?...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Solecka, teolog, redaktor Wydawnictwa św. Jacka