Petrus Chrystus, "Sąd Ostateczny", tempera na desce, 1452, Muzea Państwowe, Berlin
Chyba na żadnym innym obrazie nie ma tak dramatycznej granicy pomiędzy piekłem i niebem, zbawieniem i potępieniem. Na malowidle Petrusa Christusa potworny kościotrup oddzielający te dwa światy od razu przykuwa uwagę widza.
W otchłani panuje półmrok rozświetlony tylko ogniem piekielnym. Potępieni cierpią tam niewyobrażalne męki. Na samym dnie piekła, z prawej strony, widać łeb budzącej przerażenie bestii. Świat piekła jest także światem chaosu, który wypełnia dolną część obrazu.
Sprawiedliwi mogą jednak być spokojni. Na poziomie ziemi archanioł Michał w pełnej zbroi płytowej i z mieczem w ręku czuwa, by żaden diabeł nie mógł sięgnąć wyżej. Za jego plecami widzimy zmartwychwstających, wydobywających się z grobów ludzi. Niektórzy z nich pójdą do nieba, ale z prawej strony widzimy dwóch, których ciągnie po ziemi rogaty demon.
Niebo to świat jasny i uporządkowany, w którym panuje pełna harmonia. Na samej górze siedzi na tronie Chrystus. Za nim symbole Jego męki – krzyż i kolumna, przy której był biczowany. Poniżej święci, ustawieni w uporządkowanych grupach. Na ławach przypominających kościelne stalle siedzą apostołowie. Z lewej strony widzimy duchownych, z prawej – proroków starotestamentowych.
W środku osobno kobiety i mężczyźni. Nad świętymi czterej aniołowie dmą w trąby. To znak, że nastał czas Sądu Ostatecznego, jak pisze o tym św. Paweł w I Liście do Tesaloniczan: „Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i dźwięk trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie” (l Tes 4,16).
Obraz jest częścią tryptyku ołtarzowego, którego pozostałe skrzydła przedstawiają Zwiastowanie i Boże Narodzenie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa