Michelangelo Merisi da Caravaggio, "Powołanie świętego Mateusza", olej na płótnie, 1599–1600, Kościół San Luigi dei Francesi, Rzym
Poborca podatków Lewi liczył pieniądze wraz z pomocnikami. Zobaczył go Chrystus. „Rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”. On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim” (Mk 5, 27–28).
Scenę powołania świętego Mateusza Caravaggio umieścił w mrocznym wnętrzu komory celnej. Jezus przed chwilą tam wszedł. Stoi pierwszy z prawej, nad Jego głową unosi się ledwie widoczna aureola. Wyciągnięta w stronę Mateusza ręka nieprzypadkowo przypomina rękę Boga Ojca z obrazu Michała Anioła „Stworzenie Adama”. Wraz z tym gestem w duszy Mateusza (siedzi trzeci z lewej) rozpoczyna się nowe życie, życie duchowe. Jeszcze o tym nie wie, ale już przeczuwa. Mimowolnie powtarza gest Boga przykładając palec do swojej piersi, jakby upewniając się, że chodzi o niego.
Jeszcze jedna osoba powtarza gest Zbawiciela. To św. Piotr, który przyszedł do komory celnej wraz z Jezusem i stoi obok niego. Człowiek wybrany, by stanąć na czele Kościoła, nieśmiało naśladuje gest Jezusa, by pomóc Mateuszowi rozpoznać powołanie.
Czterej pomocnicy Lewiego-Mateusza symbolizują dwie różne postawy wobec życia duchowego. Dwaj po lewej niczego nie zauważyli. Ich wzrok wbity jest w liczone właśnie pieniądze. Pozostali są głęboko poruszeni. Ich życie od tej chwili będzie inne. Oni też nie odtrącają wyciągniętej ręki.
Obraz został zamówiony do kaplicy grobowej bogatego kupca francuskiego Mateo Contarelliego w rzymskim kościele św. Ludwika, w którym modlili się przebywający w Rzymie Francuzi. Contarelli zapragnął, by dekoracja kaplicy przedstawiała sceny z życia jego patrona, św. Mateusza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa