Sejmowy spór o sposób ratyfikacji traktatu reformującego, podpisanego w Lizbonie w grudniu 2007 r., nie jest żadnym dramatem czy nieszczęściem. Jest dowodem, że politycy i obywatele pragną korzystać ze swych praw, co oznacza, że demokracja żyje
Warto zauważyć, że przedmiotem parlamentarnego sporu nie jest treść traktatu wynegocjowanego przez rząd Jarosława Kaczyńskiego i podpisanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Media i przeciwnicy polityczni PiS starają się upowszechnić taki obraz, podkreślając dwulicowość Kaczyńskich, którzy kiedyś byli za tym dokumentem, a teraz rzekomo są przeciwko niemu. Nie jest to jednak prawda.
Kłopoty Kaczyńskiego
Większość posłów PiS treści traktatu nie kwestionuje, poza grupą, która go odrzuca, uważając, że jest szkodliwy dla Polski. W centrum ostatnich wydarzeń jest sposób ratyfikacji traktatu. Sprawa nie ma wcale tylko proceduralnego znaczenia. Pod koniec ubiegłego roku Platforma Obywatelska zapowiedziała, że będzie dążyła do wpisania w nasz porządek prawny także postanowień Karty Praw Podstawowych. W istotny sposób zmieniłoby to stopień i zakres oddziaływania podpisanego w Lizbonie dokumentu na nasz porządek prawny. W tej sytuacji działania polityków PiS są podyktowane dwiema kwestiami: pragnieniem zachowania traktatu reformującego w dotychczasowym kształcie oraz problemami wewnętrznymi, spowodowanymi oporem części posłów oraz elektoratu przeciwko ratyfikacji tego dokumentu.
Sprawy zasadnicze są w tym stanowisku pomieszane z grą o zachowanie prawicowego elektoratu, co jak sądzę, nie nadaje wiarygodności poczynaniom liderów PiS, atakowanym bardzo ostro przez większość parlamentarną, a także przeciwników ratyfikacji z prawej strony. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński stanął przed być może najtrudniejszymi decyzjami w swej karierze politycznej, których trafność zadecyduje, czy PiS pozostanie największą siłą opozycyjną, czy wejdzie w fazę dekompozycji i marginalizacji.
Demokracja tak, ale…
Są dwie możliwości ratyfikacji traktatu lizbońskiego, obie legalne, dopuszczalne, co więcej, obie stosowane w Europie. Można traktat ratyfikować przez przyjęcie odpowiedniej ustawy upoważniającej głowę państwa do jego podpisania, ale można także odwołać się do referendum. Zdecydowana większość członków Unii będzie traktat ratyfikowała na drodze parlamentarnej, nie tylko dlatego, że tak jest prościej i wygodniej. Po prostu od czasu, gdy społeczeństwa Francji i Holandii odrzuciły w referendum projekt eurokonstytucji, zaufanie elit do własnych społeczeństwa zostało poważnie ograniczone. Mówiąc wprost, demokracja bezpośrednia w sposób ewidentny jest traktowana instrumentalnie. Jeżeli jest wygodna, korzysta się z niej szeroko, jeśli jej efekty rodzą perturbacje, starannie się jej unika.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski