Fidel Castro niespodziewanie ogłosił, że rezygnuje z władzy. Czy to oznacza upadek komunizmu na Kubie?
Fidel rządził prawie pół wieku. „Przetrzymał” w tym czasie dziewięciu prezydentów USA. Od 24 lutego 2008 r. na własną prośbę, przestał pełnić najważniejsze na Kubie stanowiska przewodniczącego Rady Państwa i głównodowodzącego armii. Na wieść o tym na całym świecie podniosły się głosy domagające się demokratyzacji. Dyktator niemal natychmiast odpowiedział im na łamach gazety „Granma”, organu Komunistycznej Partii Kuby. „Czytam i słyszę, że wszyscy kandydaci na prezydenta USA domagają się zmiany. Zgadzam się z nimi w zupełności. Tak! Zmiana, zmiana i jeszcze raz zmiana! Ale w Stanach Zjednoczonych!!!”.
Latynoamerykański macho
Fidel Castro to, obok przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Ila, ostatni komunistyczny dyktator w starym stylu. Całe jego życie otoczone jest legendą i swoistym kultem. Oficjalna propaganda kreowała go na niezwyciężonego, mocnego człowieka, prawdziwego latynoamerykańskiego macho. Zupełnie na serio twierdzi się, że CIA 638 razy próbowała zorganizować zamach na jego życie. Gdyby było to prawdą, Amerykanie musieliby „knuć” częściej niż raz na miesiąc, regularnie przez pół wieku! Budowie kultu miały też służyć wielogodzinne przemówienia El Comandante, których jedynym celem było zaimponowanie żelaznym zdrowiem i witalnością. Oficjalnie rozpuszczano również plotki o erotycznych podbojach Fidela, doliczając się ponad tuzina nieślubnych potomków.
W połowie 2006 roku dyktator musiał się poddać operacji jelit. Ogłoszono, że do czasu wyzdrowienia oddaje władzę w państwie swemu bratu Raúlowi. Do pełnego wyzdrowienia jednak nie doszło. Gdyby Fidel pokazał się teraz Kubańczykom jako niedołężny starzec, zburzyłby cały swój mit. Jako przywódca państwa nie mógłby uniknąć publicznych wystąpień. Postanowił więc kierować państwem „z tylnego siedzenia”.
„Kochani rodacy, nie mówię wam: żegnajcie. Będę regularnie komentował to, co dzieje się w kraju i na świecie” – zapowiedział w dzienniku „Granma” w swej stałej rubryce „Reflecciones del compaero Fidel” (Refleksje towarzysza Fidela). Emerytowany dyktator „skromnie” dodał, że zażądał, by jego komentarze drukowane były teraz już nie na pierwszej, lecz na drugiej stronie gazet.
Kiedy Fidel Castro zachorował, przez wiele dni trwały spekulacje, czy jeszcze w ogóle żyje. Tak było, gdy umierali Włodzimierz Lenin czy Leonid Breżniew. Ale na tym kończą się podobieństwa. Podczas choroby tamtych dyktatorów potężna nomenklatura – rządząca klika – wyłaniała ze swego grona następców. A Fidel nie ma ani następców, ani nawet liczących się współpracowników. Jego brat Raúl nigdy nie wykazał się żadną samodzielnością. Wszystkich innych potencjalnych następców Fidel przezornie usunął, by nie byli dla niego zagrożeniem. Wszystko dlatego, że Fidel nie jest typowym przywódcą komunistycznym. Przypomina raczej latynoamerykańskich „caudillos” – dyktatorów, których władza nie opiera się na żadnej ideologii, a jej jedyną racją bytu jest charyzma i brutalność dyktatora.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa