Z syberyjskich łagrów na ogół nie wiodła droga na Zachód. Jak to się stało, że Nikita Chruszczow wysłuchał w grudniu 1962 r. prośby amerykańskiego dziennikarza i polecił uwolnić jednego z najważniejszych więźniów politycznych?
Ta niezwykła historia, której wszystkich szczegółów nadal nie znamy, rozegrała się przed 45 laty, gdy świat ledwo co ochłonął po kryzysie kubańskim, który nieomal nie zakończył się wybuchem konfliktu nuklearnego. Jesienią 1962 r. Chruszczow polecił instalować na Kubie rakiety, które mogły być uzbrojone w głowice nuklearne. Ameryka nie mogła pozostać bezczynna. Prezydent Kennedy wystosował ultimatum wobec Moskwy, w którym domagał się wycofania rakiet, zarządził także blokadę wyspy. Świat zamarł w napięciu, czekając co się dalej wydarzy.
Telefon prezydenta
W tym czasie w elitarnej Philips Exeter Academy w Andover (w stanie Massachusetts) odbywało się spotkanie amerykańskich naukowców z sowieckimi dziennikarzami. Wielu z jego uczestników miało dobre kontakty z politykami bądź służbami specjalnymi. Uczestnikiem debaty był także Norman Cousins, dziennikarz i współwydawca popularnego magazynu „Saturday Review”. Był człowiekiem niewierzącym, prawdopodobnie masonem, posiadał szereg kontaktów w środowiskach lewicowych i liberalnych. Między innymi był zaprzyjaźniony z wpływowym doradcą ekonomicznym Johna F. Kennedy’ego i współautorem wielu jego przemówień Theodorem Sorensenem.
Wieczorem 23 października 1962 r., gdy napięcie w związku z kryzysem karaibskim osiągnęło szczyt, do Cousinsa osobiście zadzwonił prezydent USA. Prosił o nietypową przysługę, a mianowicie o kontakt z papieżem Janem XXIII. O dziwo okazało się, że prośba nie była niewykonalna. W tej samej konferencji uczestniczył bowiem dominikanin o. Felix Morlion, jedna z najbardziej tajemniczych, a zarazem wpływowych postaci tamtej doby. Był Belgiem, świetnie wykształconym, prekursorem katolickiego zaangażowania w dziedzinie mediów.
Już przed wojną ostrzegał przed konsekwencjami rozmiękczenia Zachodu przez sowiecką propagandę. W czasie wojny o. Morlion zjawił się w Rzymie z amerykańskim paszportem i powszechnie sądzono, że działał na rzecz wywiadu wojskowego (OSS) Stanów Zjednoczonych. Był w bliskich relacjach z jego szefem, gen. Wiliamem Donovanem, irlandzkim katolikiem, w czerwcu 1944 r. odznaczonym przez Piusa XII niezwykle prestiżowym Orderem św. Sylwestra. Morlion, gdy dowiedział się o telefonie Kennedy’ego, natychmiast poprosił o połączenie z Watykanem. Rozmawiał z bp. Igino Cardinale, szefem protokołu watykańskiego, któremu przedstawił prośbę Amerykanów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski