Przedterminowe wybory na Ukrainie rozstrzygną nie tylko o tym, kto będzie rządził w Kijowie, ale być może także o ważniejszych kwestiach cywilizacyjnych.
Wszystko wskazuje na to, że ich zwycięzcą będzie Partia Regionów premiera Wiktora Janukowycza, występująca pod niebieskim barwami. Być może będzie mogła samodzielnie rządzić, jeśli do parlamentu wejdą komuniści i jeden z mniejszych populistycznych bloków. Zwycięzca jednak chyba nie zdoła zebrać wystarczającej liczby głosów, aby zmienić konstytucję, ograniczając kompetencje prezydenta. Kryzys polityczny może więc trwać dalej. Do przyspieszonych wyborów doszło bowiem na skutek konfliktu między prezydentem Juszczenką a premierem Janukowyczem wiosną tego roku. Aby przerwać proces podkupywania przez premiera posłów opozycji, prezydent w czerwcu br. rozwiązał Radę Najwyższą i ogłosił nowe wybory.
Zachód przeciw Południu
Wyborcy na Ukrainie są wyraźnie podzieleni geograficznie. Zachodnia część kraju, dawne kresy Rzeczypospolitej, wspiera „pomarańczowych”, Blok Julii Tymoszenko oraz partię Nasza Ukraina, której liderem jest prezydent Juszczenko. Ta para doprowadziła w grudniu 2004 r. do zwycięstwa „pomarańczowej rewolucji” i prezydentury Juszczenki. Późniejsze ich kłótnie zniweczyły ten wysiłek i dały „niebieskim” okazję do rewanżu.
Ludzie z zachodnich okręgów Ukrainy najczęściej wyjeżdżają na Zachód, szukając pracy w Polsce, ale także w wielu innych krajach Europy. Pochodzący stamtąd wyborca jest zorientowany prozachodnio, popiera wejście Ukrainy do Unii Europejskiej oraz NATO.
Zupełnie inne preferencje mają zwolennicy „niebieskich”, a więc przede wszystkim wyborcy z południa kraju z Doniecka, Dniepropietrowska, Ługańska czy Charkowa. Tam znajdują się największe ośrodki przemysłu, które od rosyjskich rynków zależne są podwójnie. Na obszarze Federacji Rosyjskiej sprzedają najwięcej produktów, stamtąd otrzymują także niezbędne surowce energetyczne. Wielu ludzi stamtąd wyjeżdża za pracą do Rosji, gdzie są cenieni jako wykwalifikowana siła robocza.
Nie bez znaczenia jest także fakt, że większość mieszkańców tego regionu posługuje się na co dzień językiem rosyjskim. Dla nich prozachodnia retoryka „pomarańczowych” jest próbą zerwania więzów z Rosją, opartych na interesach gospodarczych, kulturze powstałej w kręgu cyrylicy i prawosławiu. Dlatego Janukowycz domaga się, aby wraz z wyborami przeprowadzić referendum z pytaniem, czy język rosyjski ma być drugim językiem państwowym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski