Szymon Babuchowski: W Afganistanie zginął polski żołnierz. Co tam się właściwie dzieje? Czy to próba rozpoznania możliwości bojowych Polaków?
Radosław Sikorski: – Moment, w którym zginął żołnierz, nie jest dobrym momentem na tego typu analizy, bo w takich chwilach potrzebna jest przede wszystkim solidarność z rodziną i kolegami zmarłego. Wszelkie sugestie czy uwagi mogą budzić podejrzenia o to, że śmierć żołnierza jest wykorzystywana do celów publicystycznych, co byłoby niedopuszczalne. Ale z drugiej strony to jest taka chwila, w której uwaga opinii publicznej skupia się na tej sprawie. O tym, że misja będzie ryzykowna, wiedzieliśmy od początku i ja wielokrotnie o tym uprzedzałem. Choć dowiadujemy się też o pozytywnych aspektach misji, choćby takich, że transporter Rosomak drugi raz w ciągu kilku dni uratował żołnierzom życie, bo wytrzymał wybuchy min. To potwierdza słuszność decyzji, którą podjąłem w zeszłym roku, o przetestowaniu losowo wybranego Rosomaka w poligonowych warunkach. Wtedy właśnie przekonaliśmy się, że Rosomak jest stosunkowo odporny na miny, co zaważyło na decyzji o wysłaniu tych transporterów do Afganistanu. Jak się okazało, było to dobre posunięcie.
Ale w mediach pojawiały się zarzuty, że transportery są niedopancerzone.
– Wie pan, każdy samochód można dopancerzyć, kosztem mobilności. Jest też ekonomia pola walki. To dopancerzenie boczne jest bardzo kosztowne. A okazuje się, że większe zagrożenie jest ze strony min niż np. granatników przeciwpancernych czy ciężkokalibrowych karabinów maszynowych. Choć te zagrożenia też jeszcze nie znikły. To są zawsze bardzo trudne decyzje ministra obrony, bo pieniędzy nieustannie brak, a to, czy zostały dobrze wydane, weryfikuje rzeczywistość, czyli przeciwnik.
Zawsze w takich chwilach ludzie zadają pytanie: po co tam w ogóle jesteśmy? Pan Senator był orędownikiem tej misji…
– Mam poczucie, że już wielokrotnie tłumaczyłem cel tej misji, i dziwi mnie, że w to wyjaśnianie nie włącza się w ogóle Ministerstwo Spraw Zagranicznych, jakby to była misja jednego resortu, a nie całego państwa polskiego. I jakby to nie była część naszej polityki zagranicznej. A przecież tak właśnie jest. Na szalę rzuciliśmy 1200 naszych żołnierzy, po to, żeby zaznaczyć naszą solidarność z Sojuszem Północnoatlantyckim, który jest opoką zarówno naszej polityki zagranicznej, jak i bezpieczeństwa.
To prawda, że Pan Senator wiele razy tłumaczył cel tej misji, ale dopiero kiedy ginie żołnierz, społeczeństwo słucha tych wyjaśnień uważnie.
– Więc przypomnijmy, że decyzję o wysłaniu 1000 polskich żołnierzy podjął jeszcze rząd SLD. Ale to była decyzja o tyle konieczna, że przed wysłaniem tego kontyngentu byliśmy na ostatnim miejscu w Sojuszu pod względem liczby żołnierzy w Afganistanie. Jeśli Sojusz ma być poważnym paktem wojskowym, który ma moc odstraszania potencjalnych przeciwników, to nie można się wymigiwać od najważniejszej misji w jego historii.
Ale jak to powiedzieć rodzinie poległego żołnierza?
– Rodzina wiedziała i sam żołnierz wiedział, że podejmuje zawód wysokiego ryzyka. Wszyscy żołnierze zdają sobie z tego sprawę. Pamiętajmy, że jeśli ktoś zostaje żołnierzem zawodowym i od Rzeczypospolitej pobiera żołd, to właśnie po to, żeby ryzykował zdrowiem i życiem w misji, na którą wyśle go demokratyczny rząd. Za to właśnie odpłacamy żołnierzom szacunkiem, ale nie tylko szacunkiem. Podwyższyłem dodatek wojenny o 400 procent, i w tych niebezpiecznych misjach, typu Irak i Afganistan, żołnierze zarabiają trzy razy tyle, co w kraju.
Kto przekazuje rodzinom wiadomość o śmierci żołnierza? Istnieje jakaś specjalna procedura?
– Tak, istnieje. Ona ma charakter poufny, ze względu na kwestię uczuć rodziny. Natomiast chciałem pochwalić media za przyzwoite zachowanie się po tej tragedii. Do tragicznego zdarzenia doszło 14 sierpnia rano, a media, wiedząc, co się stało, ujawniły sprawę dopiero pod wieczór. Cieszę się, że embargo informacyjne z resortu zostało zachowane, bo dotarcie do rodziny zawsze zajmuje trochę czasu.
Czy nasi żołnierze są w wystarczającym stopniu zabezpieczeni przez wywiad? Czy likwidacja WSI nie utrudnia prowadzenia misji?
– Od sześciu miesięcy nie mam bieżących informacji wywiadowczych, więc trudno mi rozstrzygać. Uważałem, że tworzenie wywiadu i kontrwywiadu wojskowego poza wojskiem jest ryzykownym dziwolągiem. Ale obecne kierownictwo zapewnia, że pod tym względem jest bardzo dobrze. Modlę się, aby tak rzeczywiście było.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Z Radosławem Sikorskim, byłym ministrem obrony narodowej, senatorem ziemi bydgoskiej, rozmawia Szymon Babuchowski.