– Przez siedem miesięcy przebywałem w Iraku jako kapelan, a do Polski przyleciałem samolotem, który miał na pokładzie trumnę z ciałem poległego kapitana Sławomira Stróżaka z bielskiej jednostki.
Zginął dzień po śmierci Waldemara Milewicza. Pana Sławomira znałem osobiście – służyliśmy w jednej jednostce, przed misją w Iraku byłem u niego z kolędą. Pamiętam, że rozmawialiśmy wtedy na temat niebezpieczeństw, które mogą nas tam spotkać. Zachęcałem go i jego żonę do odmawiania Koronki do Bożego Miłosierdzia.
Wracając w takich okolicznościach z Iraku, nie zastanawiałem się nad sensem misji – jesteśmy w końcu żołnierzami i wypełniamy rozkazy. Czułem natomiast wielki smutek – on dotknął nas wszystkich, nawet tych, którzy go nie znali. Wielu z nas myślało: przecież to mogłem być ja albo mój przyjaciel.
Po przyjeździe rozmawiałem z żoną poległego. To była bardzo trudna rozmowa, zwłaszcza że do obowiązków kapelana należy przekonanie rodziny, że nie będzie otwarcia trumny. W takim momencie nie należy zbyt wiele mówić. Nie ma słów, które mogłyby pocieszyć, wytłumaczyć to, co się stało. Rodzina zmarłego żołnierza potrzebuje raczej kogoś, kto wysłucha. Trzeba z nią być – i tyle.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. mjr Mariusz Tołwiński, kapelan 18. Bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego