Projektu IV Rzeczpospolitej nie udało się zrealizować. Zawiedli politycy czy, być może, przyczyny tego były głębsze? Warto także zastanowić się, co zostało z pomysłów i działań, które miały służyć naprawie państwa.
Podstawowym problemem, przed jakim stanęli Jarosław Kaczyński oraz PiS po wyborach, był wybór partnerów do rządzenia. Wszyscy, którzy dzisiaj, i słusznie, wytykają mu, że biorąc do rządów Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin, w rzeczywistości na wstępie przekreślił szanse na realizację obietnic wyborczych, zapominają, że pole manewru miał bardzo wąskie. Nie doszło do koalicji z PO, która z pewnością była bliska wielu ludziom, którzy głosowali także na PiS. Gabinet Marcinkiewicza był rozwiązaniem doraźnym. Trzeba więc było szukać innego, a dobrego nie było.
Mniejsze zło?
Kaczyński proponował w ubiegłym roku przedterminowe wybory. Nie znalazł jednak sojuszników. Platforma nie zgodziła się na rozwiązanie Sejmu, a jednocześnie wystąpiła z bezpardonową krytyką koalicji z Samoobroną i LPR. Jak się wydaje, liderzy Platformy wychodzili wówczas z założenia, że im gorszy będzie to rząd, tym lepiej potrafią to zdyskontować w przyszłych wyborach parlamentarnych. W tej sytuacji koalicja z Samoobroną i LPR była koniecznością, choć jednocześnie rozwiązaniem niespójnym ideologicznie oraz programowo. Politykom koalicji brakowało większego doświadczenia w pracy na odpowiedzialnych stanowiskach państwowych, musieli także pokonywać opór niechętnej im najczęściej kadry urzędniczej. Do tego dochodziła wrogość wpływowych środowisk medialnych oraz co najmniej rezerwa sporej części inteligencji.
W tych warunkach rządowi Jarosława Kaczyńskiego udało się kilka istotnych spraw. W sposób odczuwalny poprawił się stan bezpieczeństwa państwa, co jest zasługą także poprzedników kierujących resortem spraw wewnętrznych, wzrosło wykorzystanie funduszy unijnych, ruszył plan modernizacji infrastruktury komunikacyjnej państwa, choć w tym przypadku będzie można mówić o sukcesie, jeśli wykazana zostanie konsekwencja przy realizacji wszystkich projektów. Premierowi udało się także przekonać część społeczeństwa, że możliwa jest bezpardonowa walka z korupcją. Centralne Biuro Antykorupcyjne z pewnością będzie trwałym fragmentem naszego życia publicznego, choć oczywiście muszą zostać wyjaśnione wszystkie wątpliwości związane z podejmowanymi przez Biuro działaniami. Z pewnością jednak większe zaufanie wzbudza Mariusz Kamiński, który od lat jest konsekwentny w tym, co mówi i robi, aniżeli skazany już raz prawomocnym wyrokiem Andrzej Lepper czy były minister Janusz Kaczmarek.
Dopiero gdy stracił urząd, przeżył iluminację i uświadomił sobie, w jakim bagnie rzekomo do tej pory tkwił. Nie przeszkadza to mediom, które jeszcze wczoraj Kaczmarka ostro krytykowały, jako członka rządu, przedstawiać go dzisiaj nieomal jako jedynego sprawiedliwego. Odnosi się wrażenie, że dla pewnych ośrodków medialnych każdy sposób jest dobry, aby walnąć w znienawidzonych „kaczorów”.
Niewątpliwie jednak sprawa Kaczmarka będzie padała cieniem na bilans rządów premiera Kaczyńskiego. Za ten błąd personalny przyjdzie premierowi jeszcze wiele razy zapłacić, także utratą głosów wyborczych. Straci także, jeśli prawdziwe są zapowiedzi Romana Giertycha, że PiS zamierza wykorzystać w kampanii różne tzw. haki, zebrane przez policję oraz służby specjalne. Gdyby tak się stało, skompromitowana zostałaby sama idea oczyszczenia państwa, sprowadzona do poziomu niezbyt czystej walki politycznej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski