"Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa to książka tendencyjna i fałszująca prawdę historyczną. Przynosi wstyd autorowi i wydawnictwu Znak.
Fałszywe jest samo założenie konstrukcyjne pracy, które zasadza się na interpretacji fotografii, przedstawiającej rzekomo ludzi złapanych na rozgrzebywaniu prochów żydowskich w okolicy Treblinki, w poszukiwaniu złota. Gross na wstępie zastrzega się, że nie ma pewności, co przedstawia zdjęcie – złapane na gorącym uczynku hieny cmentarne czy ludzi, którzy przyszli porządkować mogiły, rozkopane przez innych. Pewności, że zdjęcie przedstawia ludzi rozkopujących żydowskie prochy nie ma żadnej. Raczej trudno sobie wyobrazić sytuację, aby żołnierze po złapaniu przestępców na gorącym uczynku ustawili się z nimi do fotografii. Dociekliwi dziennikarze z „Rzeczpospolitej” wskazali na znacznie bardziej prawdopodobne okoliczności powstania zdjęcia, które z opisanymi przez Grossa nie mają wiele wspólnego. Nie przeszkadza mu to jednak przez całą swoją książkę snuć opowieści o tym, jak to zdjęcie jest dowodem podłości Polaków, którzy nie dość, że masowo mordowali Żydów w czasie okupacji, to później rzucili się rabować ich mienie. Gotowi byli nawet wejść w szambo, aby grudkę pożydowskiego złota sobie przywłaszczyć.
Redukcja do czerni
Schemat, według którego Gross tworzy swą narrację, zbudowany jest na skrajnej redukcji wszystkich elementów opisu historycznego i wyeksponowaniu jednego wątku jako czynnika wyjaśniającego rzekomo wszystko. Ma to taki sens jak zabieg usunięcia z wielobarwnej fotografii wszystkich kolorów, pozostawienie tylko czerni i stwierdzenie, że dopiero po takiej obróbce uzyskaliśmy rzetelny opis rzeczywistości. Dysponując niewielką liczbą dokumentów i świadectw, opisujących przypadki udziału Polaków w mordowaniu Żydów, stwierdza, że ten niewielki materiał upoważnia go do szerszej oceny, gdyż wskazuje na pewną normę zachowań społecznych. W mordach więc nie uczestniczyła grupa kilku czy kilkunastu konkretnych zbirów z danej miejscowości, ale Polacy, praktycznie na całym terytorium Generalnej Guberni. Dlatego, bez jakiegokolwiek potwierdzenia w dokumentach, twierdzi, że z ręki Polaków w czasie okupacji mogło zginąć nawet kilkadziesiąt tysięcy Żydów. Dodam, że jego opis relacji polsko-żydowskich jest całkowicie oderwany od okupacyjnego kontekstu. Gdzieś w głębokim tle zarysowana jest niemiecka okupacja. W tym obrazie nie ma strachu, nędzy, potwornej pauperyzacji oraz stanu bezprawia, jaki panował w Generalnej Guberni.
Nie ma wzmianki o niemieckich przepisach karzących śmiercią tych, którzy w jakikolwiek sposób odważyli się Żydom pomóc, oraz egzekucji tego prawa przez niemiecką machinę terroru. W opisie Grossa są tylko żydowskie ofiary i polscy kaci – granatowi policjanci, ale także lokalne społeczności, przy każdej okazji urządzające polowania na Żydów. Gross przy tym niczego nie odkrywa. Od wielu lat te fakty były przez historyków dokumentowane i opisywane. W każdym społeczeństwie jest patologiczny margines, który nawet w warunkach stabilnego państwa dopuszcza się rzeczy potwornych. Mogli się o tym niedawno przekonać Amerykanie, kiedy do Nowego Orleanu, zniszczonego przez huragan Katrina, trzeba było rzucić dodatkowe siły Gwardii Narodowej, aby zapobiec napadom, zabójstwom oraz grabieży mienia w skali masowej. W warunkach niemieckiej okupacji, kiedy wszystkie normy moralne i społeczne były codziennie gwałcone, skala tego marginesu zapewne dramatycznie się rozszerzyła, czego skutkiem było przyzwolenie w niektórych społecznościach na grabież mienia żydowskiego oraz mordowanie ocalałych z Zagłady.
„Gęsty opis”
Grossowi analiza faktów nie wystarcza. Idzie dalej. Wykorzystując badania innych, nadaje im szerszą interpretację, twierdząc, że podłość była normą polskich zachowań w czasie okupacji. Nazywa to „gęstym opisem”, powołując się na metodologię stosowaną w antropologii. Do „gęstego opisu” Grossowi pasują jedynie świadectwa mówiące o haniebnych zachowaniach Polaków. Pomija natomiast wszelkie dokumenty wskazujące na postawy przeciwne, m.in. dokumenty zgromadzone w Żydowskim Instytucie Historycznym, który posiada kilka tysięcy relacji, zawierających zweryfikowane opisy ratowania Żydów przez Polaków. Nie zagląda także do źródeł proweniencji niemieckiej, akt sądów specjalnych i prokuratur z obszaru Generalnej Guberni, zgromadzonych w zespole Ostgericht. Gdyby dokonał takiej kwerendy, może zastanowiłaby go geografia procesów wytaczanych Polakom za ratowanie Żydów, m.in. w Częstochowie, Kielcach, Krakowie, Lublinie, Lwowie, Piotrkowie, Rzeszowie, Stanisławowie czy Tarnopolu, a więc praktycznie na terytorium całej Generalnej Guberni. Gross tym się nie interesuje, gdyż nie chodzi mu o prawdę, ale o skandal, prowokację.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski