Giełdy, handel, waluta i transport. Rewolucja w Egipcie czy krajach regionu może nas drogo kosztować.
Na razie na zamieszki w Egipcie giełdy reagują stosunkowo spokojnie. Analitycy uważają, że w bliskiej perspektywie nie należy spodziewać się tąpnięcia na rynkach. Wszystko jednak zależy od dalszego rozwoju wypadków. Kluczowe znaczenie dla światowej gospodarki ma prawidłowe działanie Kanału Sueskiego. Zamknięcie łączącego Morze Czerwone ze Śródziemnym kanału byłoby prawdziwym dramatem dla światowej gospodarki. To najważniejszy, morski szlak handlowy we współczesnym świecie. Średnio co 15 minut przez Suez przepływa tankowiec lub kontenerowiec. Ze 152 mln kontenerów przetransportowanych w ubiegłym roku drogą morską na całym globie blisko 20 mln (ogromna większość zalewających rynki europejskie towarów z Chin i Indii) przeszło przez kanał.Trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby ten strumień towarów został nagle zatrzymany albo pojawiły się trudności w jego funkcjonowaniu. – Na pewno zamknięcie kanału, co wcale nie jest takie trudne, oznaczałoby znaczącą podwyżkę cen niemal wszystkich towarów konsumpcyjnych – twierdzi Neil Dekker, ekspert agencji rynku przewozów morskich Drewry. Statki transportujące produkty z Chin i Indii musiałyby bowiem okrążać Afrykę wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Szlak ten jest dłuższy o około 8–10 tys. kilometrów, a na jego pokonanie potrzeba o około 120 proc. więcej paliwa niż przez Suez.
Na zamknięciu kanału ucierpiałaby także światowa produkcja. Wytwórcy rozmaitych artykułów pracują metodą „just in time”, co oznacza, że aby utrzymać ciągłość, poszczególne półprodukty muszą trafiać do zakładu w ściśle określonym czasie. Zamknięcie kanału, którym są transportowane, całkowicie porwałoby tę, przypominającą drobiazgową pajęczynę, siatkę połączeń. Podwyżki cen to niejedyny efekt rewolucji w Egipcie. Inne to osłabienie złotówki, spadki na giełdach (co jest ze sobą powiązane) i podwyżki cen ropy. W ciągu pierwszego tygodnia rewolty, z giełd rynków wschodzących (a więc i z Polski) inwestorzy wycofali ponad 7 mld USD – donosi „Financial Times”. Tak szybko pieniądze z giełd naszego regionu nie wypływały od trzech lat. Co mają giełdy w Europie Środkowej wspólnego w Egiptem? Inwestorzy w czasie każdej zawieruchy uciekają z rynków bardziej ryzykownych. A Polska to nie jest ostoja (gospodarczego) bezpieczeństwa. Podobnie było kilka miesięcy temu, gdy złe informacje dobiegające z Irlandii czy Grecji natychmiast odbijały się na kondycji naszej giełdy. Konsekwencją greckiego kryzysu była korekta (spadek) polskiej giełdy o około 10 proc. Sytuacja odwróciła się dopiero po kilku tygodniach. Wpływ tego, co dzieje się nad Nilem może być większy.
Ucieczka inwestorów oznacza nie tylko spadki na giełdzie, ale także utratę wartości złotówki. Należy się więc spodziewać większych rat za kredyty zaciągane w walutach obcych. Szacunki mówią, że złotówka może być słabsza od 5 do 10 proc. A to znaczy, że cena euro przekroczy 4 złote, a franka szwajcarskiego 3 złote 15 groszy. W zasadzie od samego początku rewolty w Egipcie na światowych giełdach w górę idzie cena ropy naftowej. Rynki nie znoszą niepewności i ryzyka, a to jest całkiem spore. Już kilka dni temu cena, jaką trzeba było zapłacić za dostawę baryłki ropy, przekroczyła psychologiczny próg 100 dolarów. Prawdziwy horror (na stacjach benzynowych) dopiero by się zaczął, gdyby rewolucja rozlała się na Bliski Wschód, gdzie wydobywa się duże ilości ropy naftowej. Dzisiejsza zwyżka cen ropy to efekt tej niepewności oraz obawa przed zamknięciem Kanału Sueskiego. Eksperci obliczają, że każdego dnia przez kanał przepływają statki przewożące dwa miliony baryłek ropy naftowej. Zwyżki cen ropy oznaczają droższy transport, czyli wzrost cen wszystkiego, co trzeba przewieźć. O ile? Wszystko zależy od tego, jak długo będzie trwała rewolucja i jak potoczą się jej losy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aleksandra Kozicka-Puch