Spór o krzyż pod Pałacem Prezydenckim dawno już wykroczył poza ramy debaty o tym, w jaki sposób mamy uczcić pamięć ofiar katastrofy pod Smoleńskiem.
Jestem przekonany, że gdyby prezydent Bronisław Komorowski w swym pierwszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, zamiast mówić o usuwaniu krzyża, powiedział to, o czym mówił później, że chce upamiętnić wszystkich, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, a w sposób szczególny parę prezydencką, uniknęlibyśmy wielu złych emocji. Teraz o porozumienie w tej sprawie będzie coraz trudniej. Trudno bowiem będzie zdobyć zaufanie ludzi, którzy tkwią pod tym krzyżem od wielu dni i są przekonani, że działają w słusznej sprawie.
Zwłaszcza że nikt poważnie z nimi nie rozmawia, a oni sami dawno już przekroczyli wszelkie emocjonalne i racjonalne granice, obrażając m.in. harcerzy i duchownych, którzy w dobrej wierze chcieli przenieść krzyż do kościoła św. Anny, a później zabrać go na Jasną Górę. Dla dalszego biegu wydarzeń ważne będzie także zachowanie Jarosława Kaczyńskiego. Słusznie domaga się upamiętnienia ofiar smoleńskiej tragedii przed Pałacem Prezydenckim. Jednak jego żądanie, aby krzyż powrócił na swoje miejsce po pielgrzymce na Jasną Górę, trudno było odczytywać inaczej jak zachętę do uniemożliwienia jego przeniesienia. Krzyż spod pałacu stał się więc dla prezesa PiS zakładnikiem w jego słusznej skądinąd walce o pamięć o tragicznie zmarłym bracie.
Nie dostrzega on jednak, że zajmując nieprzejednaną postawę w tej sprawie, uruchamia emocje, nad którymi za chwilę nikt już nie będzie w stanie zapanować. I to nie on będzie w tym sporze największym przegranym, w krótkim czasie osiągnie bowiem efekt mobilizacji części swojego elektoratu, ale Kościół. Właśnie kształtuje się pokolenie młodych ludzi, przekonanych, że krzyż nie jest znakiem zbawczej Męki Pańskiej, ale zastępczym symbolem PiS i pamięci o Lechu Kaczyńskim. Nocne, haniebne ekscesy młodych ludzi pod krzyżem są tylko jednym z symptomów tego zjawiska. Już dzisiaj spór stał się pretekstem dla działaczy SLD, aby wzywać do otwartej walki z Kościołem pod hasłami, że zagrożony jest świecki charakter państwa. SLD wspiera „Gazeta Wyborcza”, która od pierwszego dnia po wyborach prezydenckich wali w Kościół jak w bęben, zarzucając mu upolitycznienie, a z drugiej strony oskarżając o wszelkie możliwe deprawacje. W atmosferze medialnego przyzwolenia działacze SLD nie mając żadnych pomysłów na rozwiązywanie problemów społecznych, wywołują konflikt zastępczy i judzą przeciwko Kościołowi.
Domagają się usunięcia religii ze szkół oraz kapelanów z wojska, likwidacji Komisji Majątkowej, wstrzymania dotacji na uczelnie katolickie. Spełnienie tych postulatów oznacza powrót do stalinowskiego modelu relacji państwo–Kościół oraz zburzenie jednego z filarów demokratycznego państwa, jakim jest przyjazny rozdział między Kościołem a państwem, co zrozumiał pod koniec swych rządów gen. Jaruzelski, a później akceptował także Aleksander Kwaśniewski. W ten spór Kościół został wplątany, ale w tej chwili tylko jasne stanowisko hierarchii może przerwać ból zgorszenia, jakiego doświadcza krzyż przed Pałacem Prezydenckim.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski (komentarz)