Spowiedź powinna być jak PKP – opowiadają polscy dominikanie. Prosta, krótka i pełna. I przypominają: grzech to śmierć.
Pan odpuścił twoje grzechy, idź w pokoju... I zbawienne pukanie w drewno konfesjonału. Ile razy wstawaliśmy z kolan, czując, że jesteśmy lżejsi niż piórka? Kamień spadał nam z serca. Dlaczego w czasie urlopów wyciągamy temat spowiedzi? – zdziwią się niektórzy. Powody są trzy: po pierwsze w wielu polskich domach istnieje tradycja, by tuż przez wakacjami klękać u kratek konfesjonału. Po to, by na urlop ruszyć z czystym kontem. Po drugie na półki księgarskie trafiła właśnie świetna książka o sakramencie pojednania. Dwaj dominikanie Paweł Kozacki – przeor krakowskiego klasztoru i Wojciech Prus – redaktor naczelny wydawnictwa „W drodze” rozmawiają o „Spowiedzi bez końca”. Co ich łączy? Długoletnia praktyka duszpasterska, godziny przesiedziane w „drewnianych budkach” oraz kibicowanie Lechowi Poznań. Trzeci powód napisania artykułu jest najważniejszy: wszyscy jesteśmy grzesznikami.
Po co mi ksiądz?
Spowiedź powinna być: prosta, krótka i pełna – takie powiedzonko można usłyszeć w polskich klasztorach dominikanów. Hm. Łatwo powiedzieć. „W praniu” okazuje się, że z sakramentem pojednania mamy niemało kłopotów. W „Spowiedzi bez końca” dominikanie odpowiadają na pytania, z którymi mamy największe kłopoty. Pierwsze, należące już do „klasyki gatunku”, zadają najczęściej osoby omijające kościoły szerokim łukiem: – Przepraszam bardzo. A po co mi pośrednik? Czy do tego, by otrzymać Boże przebaczenie, muszę koniecznie usłyszeć głos księdza: „I ja odpuszczam tobie grzechy…”? – Bardzo potrzebujemy znaków – wyjaśnia o. Wojciech Prus. – Jak na własny użytek mamy rozeznać, kiedy grzech został odpuszczony, a kiedy nie? Jeśli mielibyśmy sami decydować, na jakąż narażalibyśmy się niepewność! Kiedy celebruję spowiedź, przez pośrednictwo drugiego człowieka, to w całej mojej niepewności mam szansę dostrzec, że dostałem rozgrzeszenie. Mogę nie być pewny, mieć wątpliwości, odczuwać lęk, ale dostałem rozgrzeszenie, mam do odprawienia pokutę. Spowiadam się niedoskonale, spowiadam innych w sposób niedoskonały, ale ratuje nas Duch Święty, który przychodzi z pomocą w naszej słabości.
Owczy pęd do Komunii
Choć wedle badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego maleje liczba wiernych chodzących co niedzielę na Mszę, rośnie liczba wiernych przyjmujących Komunię św. W ciągu trzydziestu ostatnich lat liczba communicantes zwiększyła się o prawie 9 proc. To bardzo pozytywne zjawisko. Ale – doszukując się drugiego dna – można zapytać: czy nie dzieje się tak również dlatego, że coraz częściej przystępujemy do Komunii z marszu? Wiedzeni instynktem stadnym nie przejmujemy się już grzechami (grzechy? Jakie grzechy?). Zapominamy o radykalnych słowach św. Pawła, przypominającego Rzymianom, że „zapłatą za grzech jest śmierć”. Czy rzeczywiście tak jest? To zjawisko, którego nie da się opisać w wymierny sposób. Widać je często w krajach Europy Zachodniej. Księża pracujący w Niemczech zauważają, że choć niewiele osób przystępuje do spowiedzi, do komunii ustawiają się kolejki. Wnioski nasuwają się same. Czy z takim samym zjawiskiem mamy do czynienia w Polsce? To prawdopodobne. Istnieje pokusa, byśmy zadowoleni z siebie grzech zaczęli traktować coraz częściej jako przyjemność z niewiadomych przyczyn zakazaną przez Kościół. Dlaczego tak się dzieje? – Bo nie odnosimy tego do relacji miłości. A tu trzeba wszystko odnosić do miłości! – wyjaśnia ks. Stefan Czermiński, współautor książki „Tylko dla łajdaków”. – Trzeba ją pielęgnować jak kruchą, bezcenną roślinkę. Bo właśnie miłość objaśnia nam grzech. Gdy zrani się miłość, torturą jest patrzenie, jak ona cierpi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz