Najłatwiej pomóc ludziom, którym zalało tylko piwnice. Ci, którzy ucierpieli najbardziej, nieraz nie doszli jeszcze do magazynów z darami, bo siedzą w odciętych przez wodę domach i strzegą resztek dobytku przed szabrem.
Do Romana z ulicy Flisaków w prawobrzeżnym Sandomierzu na razie dotarła tylko pomoc żywnościowa. Woła o chleb do strażaków, którzy przepływają w łódkach przez dzielnicę. Żona i dzieci ewakuowały się do znajomych. Żyją tam z innymi powodzianami, w 12 osób w mieszkaniu w bloku. Roman został więc sam w zatopionym domu. – Muszę, panie, bo by nas wyszabrowały z ciucha ostatniego. Parter i pierwsze piętro nam zalało, tylko na drugie woda nie dotarła – mówi.
Czas na komary
Powodzianom, którzy pilnują swoich domów i czekają, aż woda całkiem zejdzie, najbardziej teraz dokuczają komary. Spragnione krwi owady nieprawdopodobnie namnożyły się w stojącej wokół wodzie. – Okna przed nimi zamykam na wieczór. Potem otwieram, bo wilgoć musi uchodzić, a w nocy komary robią się mniej aktywne. Za to o czwartej nad ranem znowu atakują – relacjonuje pan Roman. Strażacy dodają, że wpływali łódkami w zalanych dzielnicach w takie miejsca, gdzie od komarów było aż czarno. Rzucały się na ludzi całą, ogromną chmarą, trzeba było natychmiast uciekać. Stoimy nad rozlaną wokół, brudnozieloną wodą. Jej skład musi być przerażający, bo zatopiła po drodze cmentarze i stacje benzynowe, niosła utopione zwierzęta. Teraz powoli opada, osadzając wszędzie szlam. Na każdym płocie widać przylepione błotem śmieci, plastikowe worki i kawałki roślin. – A jak woda całkiem opadnie, pewnie dojdzie jeszcze plaga much – obawia się pan Roman. Nie miał okazji nawet jeszcze wystąpić o 6 tys. zł pomocy dla powodzian. Druga fala na jego podwórku miała 4,20 metra wysokości, ale kiedy z nim rozmawialiśmy, opadła już do 2,60. Jak zwykły człowiek może pomóc takim powodzianom jak on? – Jeśli ktoś sam chce na własną rękę dotrzeć do nas, najbardziej poszkodowanych, to niech tu przyjedzie autem, jak woda opadnie. Tu na każdym domu widać, jak kto ucierpiał i dokąd sięgała powódź – pokazuje budynki sąsiadów.
Teraz „Długa fala”
Akcję opartą na podobnej idei, ale na wielką skalę, będzie prowadziła Caritas Diecezji Sandomierskiej. Chce docierać z pomocą dopasowaną do indywidualnych potrzeb konkretnych powodzian. Będzie tworzyć partnerstwa pomiędzy szkołami i klasami, między parafiami dotkniętymi powodzią a takimi, które chcą pomóc. Ta akcja nazywa się „Długa fala” i potrwa dwa lata. W jej ramach dzieci mogą dostać pomoc w dożywianiu, starym i samotnym powodzianom Caritas chce pomóc w zakupie lekarstw i częściowej opłacie za bieżące rachunki. Rolnikom Caritas będzie pomagała pozyskać pasze, nasiona i sadzeniaki. – A teraz, na bieżąco, organizujemy pomoc w sprzątaniu. Wolontariusze już się zgłaszają – relacjonuje ks. Bogusław Pitucha, dyrektor Caritas Diecezji Sandomierskiej. – Potrzebne są też dary: żywność o przedłużonej trwałości, mopy, gumiaki, rękawice, pościel, ręczniki i coś na komary, myjki ciśnieniowe i osuszacze, ubrania, bo ci ludzie często wyszli z domów tak jak stali – wylicza jednym tchem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Michał Szawan, Przemysław Kucharczak