Krzyż na drogę - Wielki Post z Gościem O wypadku, co był łaską, symultanicznym nawróceniu i całej prawdzie o in vitro, z Radosławem Pazurą rozmawia Agata Puścikowska.
Radosław Pazura (ur. 1969) - aktor. Grał w ponad 20 filmach kinowych i telewizyjnych, w kilkunastu serialach i teatrach telewizji. Młodszy brat Cezarego Pazury. 24 stycznia 2003 r. był poszkodowany w wypadku samochodowym, kierowca samochodu zginął na miejscu
Agata Puścikowska: Jest początek stycznia 2003 r. Dzwoni dziennikarka i prosi o rozmowę na temat krzyża i powołania. Co Pan odpowiada?
Radosław Pazura: – Że muszę się poważnie zastanowić.
A gdyby się Pan jednak zgodził?
– Nie wiem, co bym powiedział. Jakąś bazę wiary z domu wyniosłem. Tylko potem różnie bywało. Na szczęście Pan Bóg potrafi dotrzeć nawet do najbardziej opornych. Otrzymałem wielką łaskę.
„Łaska” to wypadek, w którym zginął Pański kolega, a Pan długo walczył o życie. Był koniec stycznia 2003 r. Bóg nie miał już siły i musiał ostro zareagować?
– Taki kopniak. Przypadkowo potem przeczytałem książkę bp. Kiernikowskiego o grzesznikach. Biskup pisał o działaniu Pana Boga: czasem brutalnym, mocnym. Porównywał to do doświadczenia św. Pawła: upadamy, ślepniemy, przeżywamy osobisty dramat. Pan Bóg w ten sposób działa, bo wie, kogo stworzył: wie, że akurat z konkretnym człowiekiem inaczej się nie da. On wie, że pod skorupą grzechu, wewnątrz, jest dobro, potencjał. No to rozbija skorupę. Niektórzy potrzebują haka, mocnego uderzenia, żeby usłyszeć głos: „Chłopie, nieciekawie żyjesz, kończ z tym i wracaj do mnie”.
Wypadek spowodował nie tylko zmianę w Panu, ale i w Pańskiej żonie. Takie symultaniczne małżeńskie nawrócenie?
– Małżeństwem to my wtedy jeszcze nie byliśmy. Żyliśmy w konkubinacie i bardzo nam to odpowiadało. Ale rzeczywiście największą łaską było to, że w podobny sposób odczytaliśmy tamte wydarzenia. Po wypadku wokół nas działy się same „przypadki”, które w cudowny sposób ratowały mi życie. Trudno to teraz streścić, opisać, bo w ułamkach sekund działo się wiele. Diagnoza, natychmiastowa decyzja Doroty, leczenie, kolejna diagnoza, kolejna decyzja. Lekarze robili, co mogli, Dorota była przy mnie. Ale stało się jasne, że nad nami był jeszcze Ktoś. Inaczej nie mielibyśmy szans. Dorota była doprowadzona do takiego stanu, że nie miała wyboru – stanęła przed Bogiem. Zaczęła do Niego mówić, właściwie – jak sama wspomina – wyć. Błagała Go o pomoc, ratunek, robiła rozrachunek z naszym dotychczasowym życiem. Ale również prosiła o to, żeby Bóg nauczył ją żyć beze mnie. Jeśli taka będzie Jego wola... I po tym momencie, po tej spowiedzi, po tym pogodzeniu i zaufaniu, zaczęły się dziać rzeczy zupełnie niezwykłe. Przykład: jednego dnia na zdjęciu RTG moich płuc właściwie nie ma, a następnego są. Wróciłem po dwóch tygodniach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Radosławem Pazurą