– „Prorok” bardzo wiernie odzwierciedla fakty – mówi Michał Kondrat o swoim debiucie fabularnym.
Edward Kabiesz: Pana film rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat działalności prymasa Wyszyńskiego – od powrotu z Komańczy do wydarzeń Grudnia 1970 roku. Dlaczego wybrał Pan właśnie ten okres?
Michał Kondrat: Bardzo mnie zainteresowała działalność polityczna prymasa Wyszyńskiego. W kontekście beatyfikacji dużo mówiło się o jego świętości, ale dokonania Prymasa Tysiąclecia dla narodu także są bardzo ważne. Do tej pory nikt tego nie zekranizował. Uznałem, że będzie to dobry temat dla mojego debiutu fabularnego.
Skąd tytuł filmu?
Pochodzi od akcji, którą nazwano „Prorok”, wymierzonej w prymasa i jego otoczenie przez Służbę Bezpieczeństwa. Kilkudziesięciu wyszkolonych agentów zostało oddelegowanych do śledzenia każdego jego kroku. Przy wejściu do siedziby prymasowskiej na ul. Miodowej w Warszawie zainstalowano kamerę operacyjną rejestrującą wchodzących, którym potem zakładano teczki. Inwigilacja była wielopoziomowa, werbowano także ludzi z najbliższego otoczenia prymasa. Taką osobą był ks. Goździewicz, który na niego donosił. Mimo tak rozbudowanej inwigilacji nie znaleziono nic, co mogłoby kard. Wyszyńskiego skompromitować. Chodziło o to, by obniżyć morale Polaków upatrujących w nim nieformalnego lidera. A on po prostu był sobą, nie miał nic do ukrycia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.