Polszczyzno, jaka jesteś? Tętniąca życiem, zmienna, w której, jak w lustrze, można zobaczyć przemiany społeczne, polityczne, ekonomiczne kraju. List pasterski Episkopatu Polski, przypomina, że język to bezcenne, narodowe dobro. Chrońmy je.
W języku, jak piszą w odczytanym w polskich kościołach liście biskupi, „wyraża się zbiorowa pamięć, tradycja, historia i kultura narodu. Język jednoczy naród, pozwala budować jego moralną siłę i trwać mimo zmiennych kolei losu. Jako synteza wartości narodowych stanowi podstawę tożsamości narodu”. Biskupi zwracają uwagę na zjawiska, które stanowią zagrożenie dla języka: wulgaryzacja, rozumiana jako „wprowadzanie do przestrzeni publicznej zwrotów prymitywnych i obraźliwych, niegodnych chrześcijanina i Polaka”, czy zubożenie języka związane z komputeryzacją społeczeństwa, umasowieniem kultury.
Warto przyjrzeć się problemom związanym z językiem. Choćby po to, żeby każdy – w miarę możliwości – mógł przeprowadzić mały językowy rachunek sumienia. Bo chociaż, jak zauważają biskupi, częściowym remedium na kiepską polszczyznę są ogólnopolskie akcje propagujące poprawność językową, to za stan języka, dbałość o niego, odpowiadam ja, ty, on, ona, ono, my, wy, oni...
Współczesna polszczyzna, czyli co?
Wiek XX to czas zmian w języku, proporcjonalnych zresztą do zmian społeczno-politycznych w kraju. Koniec zaborów, pierwsza wojna światowa, odzyskanie niepodległości i kolejna wojna, z którą – jak nigdy wcześniej – łączyło się przetrzebienie inteligencji. Czego nie zniszczyły łagry i lagry, dopełnił system komunistyczny po 1945 r. Dodatkowym zjawiskiem, które nie mogło pozostać bez wpływu na język, była migracja ludności wiejskiej do miast. Zmienił się również skład etniczny społeczeństwa: przed wojną mniejszości narodowych i etnicznych było ok. 30 proc., a po jej zakończeniu liczba ta spadła do kilku procent. Tym samym przedwojenny język elit zaczął zanikać, wzrosła natomiast liczba użytkowników języka ogólnopolskiego, ujednoliconego.
Językoznawca prof. Jerzy Bartmiński, opisując język PRL-u, zwraca uwagę na zjawisko „rozszczepienia” ówczesnej polszczyzny. Na jednym biegunie oficjalnego socjalistycznego państwa królowała nowomowa: język zakłamany i zafałszowany, wykorzystywany w rządowej propagandzie. Na drugim – istniał język potoczny, często nacechowany ironicznie, którym posługiwano się w sytuacjach prywatnych. Po 1989 r. ten właśnie język – zwykły, codzienny, niepozbawiony wyrażeń kolokwialnych, zaczął dominować w mediach. Zniesienie cenzury, bardzo duży rozwój mediów prywatnych, tzw. wymiana pokoleniowa dziennikarzy spowodowały, że do ludzi zaczęto mówić językiem „normalniejszym”. I słusznie. Jednak – jak widać po 20 latach – słuszna idea mocno się wypaczyła. Obecnie można chyba zaryzykować stwierdzenie, że z językiem sporej części mediów, jeśli nie większości, jest podobnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
(obraz) |
Agata Puścikowska