O posłudze Prymasa Polski, stanie wojennym i współczesnych zagrożeniach dla chrześcijaństwa z kard. Józefem Glempem rozmawia Bogumił Łoziński.
Bogumił Łoziński: Po 28 latach pełnienia funkcji Prymasa Polski 18 grudnia przeszedł Ksiądz Kardynał na emeryturę. Cofnijmy się do początków tej posługi. W jakich okolicznościach dowiedział się Ksiądz Prymas o nominacji?
Prymas Polski kard. Józef Glemp: – Po śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego w maju 1981 r. było wiadomo, że musi być wyznaczony nowy prymas. Stolica Apostolska przeprowadziła konsultacje, kto mógłby tę funkcję objąć. Mnie też pytano o opinię. Na przełomie czerwca i lipca przyleciałem do Rzymu jako biskup warmiński z pielgrzymką tej diecezji. Poproszono mnie, abym prosto z lotniska udał się do kard. Franciszka Macharskiego. On miał upoważnienie, aby poinformować mnie o decyzji Ojca Świętego, który mianował mnie prymasem. Sam Jan Paweł II w tym czasie po zamachu przebywał w szpitalu.
Był Ksiądz Kardynał zaskoczony?
– Powiem szczerze, że przypuszczałem, o co idzie, choć byłem prawie najmłodszym biskupem w episkopacie – młodszy był tylko bp Alfons Nossol. Oczywiście wahania były, po ludzku ta decyzja była bardzo trudna, bo zdawałem sobie sprawę, jak odpowiedzialna praca mnie czeka. Nie mogłem jednak odmówić, gdyż byłem do tej funkcji w miarę przygotowany. Znałem archidiecezję gnieźnieńską i warszawską. Jako wieloletni sekretarz kard. Wyszyńskiego wiedziałem, na czym polega posługa prymasa, znałem też episkopat, Rzym, gdzie kilka lat studiowałem, języki obce, więc nie mogłem się wymówić brakiem kompetencji. Zgodziłem się i ustaliliśmy wizytę w Klinice Gemelli, gdzie przebywał Ojciec Święty. Jan Paweł II przyjął mnie w szlafroku. Wiele nie mówił, raczej się modlił i wyrażał ufność, że wraz z episkopatem podołam tej funkcji. Ja wyrażałem obawy, mówiłem m.in., że nie lubię polityki, ale on stwierdził, że nie szkodzi.
Ksiądz Prymas mówi, że nie lubi polityki, ale to właśnie polityka zaważyła na posłudze Księdza Kardynała. W pół roku po objęciu funkcji wprowadzono stan wojenny. Ksiądz Kardynał przyjął strategię pokojową niewchodzenia w otwarty konflikt z władzą. Czy z dzisiejszej perspektywy taka postawa była słuszna?
– Dziś postąpiłbym dokładnie tak samo. W dniu ogłoszenia stanu wojennego pojechałem samochodem na Jasną Górę, aby spotkać się z młodzieżą. Młodzi byli bardzo rozdrażnieni. Trudno było ich zachęcić do modlitwy, tak bardzo byli poruszeni. Zarówno ich, jak i wiernych wieczorem w Warszawie wzywałem do spokoju i nieprzelewania bratniej krwi. Zawsze uważałem, że głowa służy do czego innego niż do rozbijania muru.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński