Kilka lat temu tuż po ceremoniach Wielkiego Piątku popędziłem do… kina. Na "Pasję" Mela Gibsona. Ten film o niewyobrażalnej miłości oglądany w dzień śmierci Jezusa robił porażające wrażenie.
Wiadomo, to tylko filmowy obraz, ale pomógł mi wejść w tajemnice Golgoty, stanąć tuż obok Jezusa. Wczoraj, gdy w domu jako modlitwę wieczorną rozważaliśmy z żoną Drogę Krzyżową, często musiałem się powstrzymywać, by nie płakać. Bardzo dotyka mnie tajemnica miłości Boga.
Kiedyś na ceremonie jeździłem do innych miast. Szukałem kościoła, gdzie byłaby odpowiednia oprawa muzyczna, piękna liturgia. Szukałem przede wszystkim przeżyć estetycznych. Ale ostatnio przestałem. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale myślę, że takie wyszukiwanie wysmakowanych liturgii niekoniecznie musi wiązać się z towarzyszeniem Jezusowi w męce. Nawet nuda, czy pozornie zmarnowany czas, kiepska oprawa muzyczna może pomóc w przeżyciu tego dnia. Jasne, że to trudniejsze, ale czy Jezusowi było łatwo?
W tym roku chciałbym (w ramach wyrzeczenia) pójść do kościoła z maleńką Łucją, stać i przez cały czas trzymać ją na rękach. Zrobię to, jeśli nie będzie nikomu przeszkadzała.
Co jest dla mnie najważniejsze? To, by iść w Wielki Piątek obok Jezusa niosącego krzyż. Ten dzień bardzo mocno dotyka mojego rozdartego życia. Bo ja jestem raczej wielkopiątkowy niż niedzielny. Ciągle czekam na zmartwychwstanie. Jestem raczej „doliniarzem”… W tym roku w czasie Wielkiego Tygodnia chciałbym pościć. Nie chcę umilać sobie ani jadłospisu, ani życia. Nie wiem, czy mi się uda…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adam Szewczyk, muzyk, kompozytor