Plastikowe „maryjki” na cudowną wodę, religijny biznes, ckliwe piosenki czekających na cud pielgrzymów… Tak wielu ludziom kojarzy się Lourdes. Do czasu, gdy na własne oczy zobaczą, co naprawdę dzieje się we francuskim sanktuarium.
Lourdes nigdy nie było na mojej liście miejsc, które chciałbym koniecznie zobaczyć. Pireneje – owszem, sanktuarium – może przy okazji. To pewnie z podświadomej obawy przed zagubieniem treści w tłumie różnych intencji, z jakimi przyjeżdżają tam pielgrzymi i turyści. I z niechęci przedzierania się przez dziesiątki straganów z kiczowatymi pamiątkami, zagłuszających tajemnicę spotkania. To i dobrze, że mi pojechać kazali. Bo – uwaga, będzie banalnie – naprawdę warto. W Lourdes, podobnie jak w innych miejscach objawień Matki Boga, ciągle na nowo spełnia się obietnica Jezusa dana uczniom: „Nie zostawię was sierotami”. I kolejny raz to, co głupie w oczach świata, zawstydza mędrkujących.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina