MINUS Była wielką bohaterką. Na olimpiadzie w Sydney w 2000 roku zdobyła pięć medali. Teraz, ze łzami w oczach, musiała je oddać. Amerykańska lekkoatletka Marion Jones przyznała się do stosowania środków dopingujących.
Najbardziej przygnębiające w tej całej sprawie jest to, że Jones nigdy nie została złapana na dopingu. Kończy karierę okryta niesławą, bo… miała wyrzuty sumienia i przyznała się. Jaką mamy gwarancję, że inni mistrzowie są „czyści”? A może wielu z nich po prostu potrafi trzymać język za zębami lepiej niż Jones?
Niektóre sporty są coraz bardziej groteskowe. Na przykład kolarstwo. Co roku wielu wybitnych zawodników nie jest dopuszczonych do udziału w Tour de France, bo podejrzewa się ich o doping. Pozostali się ścigają, ale większe emocje niż finisze wzbudza to, co dzieje się między etapami. A to lider wpadnie podczas kontroli, a to u kogoś w pokoju znajdą strzykawki… W tym roku ogłoszono, że zwycięzca wyścigu z 2006 roku, Floyd Landis, był „na koksie”.
Może więc lepiej machnąć na to wszystko ręką, uznać, że wszyscy „biorą”, więc niech robią, co chcą. Szanse byłyby w końcu równe dla wszystkich. Zupełnie jak powiedział to szuler z filmu Sylwestra Chęcińskiego „Wielki Szu”, pouczając młodego adepta gry w karty: „Gra była uczciwa: ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś, wygrał lepszy”.
Tak, niestety, nie można zrobić, bo środki dopingujące niszczą organizmy sportowców. Naszym obowiązkiem jest więc ratować tych samobójców. Zabawa w kotka i w myszkę sportowców i kontrolerów trwać więc będzie nadal.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
SPORT Leszek Śliwa