Jacek Dziedzina: Wielu Polaków nie chce mieszkać we własnym kraju i wyjeżdża, a Pan zostawił Francję i zamieszkał tutaj. Polska da się lubić?
Bernard Margueritte: – Ja wybrałem Polskę bardzo dawno. Ożeniłem się w Polsce w 1967 roku. Najpierw wybrałem Polkę, a dopiero potem Polskę – to była najprostsza droga i najbardziej sympatyczna. Ale pańskie pytanie daje mi wiele do myślenia. W tej chwili w Polsce jest ogromnie dużo młodych, prężnych ludzi z Zachodu, robiących tutaj wielką karierę, której nie byliby w stanie zrobić we własnym kraju, a przynajmniej nie tak szybko. Mówią mi, że Polska jest krajem niesamowitych możliwości i cieszą się, że wybrali ten kraj. A jednocześnie wiemy, że 1,5 mln Polaków wybrało kierunek w drugą stronę.
Co Pana pociąga w Polsce i polskości?
– Czuję się tu dobrze m.in. dlatego, że Polacy i Francuzi mają podobne wady. Nic nie łączy tak bardzo jak posiadanie wspólnych wad. Nie zawsze słowni, nie zawsze punktualni, nie zawsze dobrze zorganizowani. Ale za to z polotem, z fantazją, zdolnością do improwizacji. Życie w Polsce nigdy nie jest nudne. Ponadto w Polsce zawsze człowiek jest najważniejszy. Człowiek decyduje, a nie biurokracja. Ja mieszkałem we Francji, w Austrii, w USA i wiem, że ten element ludzki w Polsce jest nieporównywalny. Nawet gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, to zawsze Polak z Polakiem, człowiek z człowiekiem mogą się dogadać. Poza tym, jeśli chodzi o rzeczy zasadnicze, twierdzę, że to, co najważniejsze na świecie w ostatnim półwieczu, wyszło z Polski. To były ideały Sierpnia, „Solidarności”, a przede wszystkim nauczanie Jana Pawła II. To jest powód dla Polaków, żeby uwierzyli w siebie.
Najmniejsza pochwała Polaka czy Polski za granicą to dla nas powód do ogólnonarodowej euforii. A na najdrobniejszą krytykę reagujemy dość alergicznie. Czy to nie wynika z naszych kompleksów?
– Występuje tu przedziwna mieszanka kompleksu niższości z kompleksem wyższości. I nigdy nie wiadomo, który kompleks w danym momencie przemawia. Polacy często myślą, że na Zachodzie jest lepiej. W wielu miejscowościach są sklepy, na których widnieje napis „Ciuchy zachodnie”. Dla mnie to jest dziwne.
Hasłem-wytrychem jest też mówienie o tzw. europejskich standardach. Jakby Polska tych standardów nie stanowiła.
– W istocie. „On jest z Zachodu”, czyli jest lepszy. To jest absurdalne. Te kompleksy są oczywiście związane z całą historią Polski i jej dramatyzmem. To historia zarówno wielkich zwycięstw, jak i historia rozbiorów, okupacji hitlerowskiej i komunistycznej. Myślę, że to odcisnęło piętno na mentalności Polaków. Moja córka jest teraz w Paryżu. Odkąd tam jest, odkrywa sporo znaków wyższości Polski nad tym, co się dzieje we Francji, gdzie jest mentalność zamknięta: to, co jest na zewnątrz, w ogóle się nie liczy, nie chcą znać np. Norwida, mają mgliste poczucie historii. I nie ma tam żywej wiary, która była w Polsce, i to nie taka zabobonna, ale właśnie żywa i radosna. Polska powinna mieć poczucie własnej wartości. Europa jest dłużnikiem Polski i może się od niej uczyć, a Polska może inspirować Europę. Musimy przecież wyjść z tej beznadziejnej sytuacji, w jakiej znalazła się Europa, czyli ze stanu klinicznej śmierci duchowej, gdzie nie bardzo wiemy, dokąd iść, z tej cywilizacji hedonizmu, materializmu, która już się wypaliła i nie ma perspektyw. I liczymy, że ten nowy duch, inspiracja nauką Jana Pawła, może przemienić całą Europę. Często słyszę, że będziemy budować teraz drugą Irlandię. Ja natomiast chcę, żeby Polska była Polską. Nie potrzebujemy niczego innego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozmowa z Bernardem Margueritte, wieloletni korespondent prasy francuskiej w Polsce