Czy czekają nas letnie igrzyska w kościele, w których mężczyźni w sutannach będą wojować z wiernymi ubranymi „na letniaka”? Pewnie tak, dopóki wszyscy wierzący, duszpasterze i świeccy, nie poczujemy się na serio odpowiedzialni za dom modlitwy.
Kościół nie jest tylko użytkowym pomieszczeniem czy szacownym zabytkiem. Nie jest też czymś tylko dla nas, ale jest czymś przede wszystkim dla Boga! Tu jest, moim zdaniem, sedno problemu. Na kolację do prezydenta nie wypada przyjść w szortach. A na ucztę do Boga wypada? Mojżesz zdjął sandały, kiedy w płonącym krzewie zobaczył Boga. Ci, którzy widzą Boga pod osłoną liturgicznych znaków, okazują szacunek. Nie samym znakom, ale Bogu! Czym? Także znakiem.
Przez złożone dłonie, klęczenie i także godny strój. Kiedy Jezus z gniewem upomniał się o szacunek dla jerozolimskiej świątyni, to nie chodziło mu o mury, ale o szacunek dla Boga, ukrytego w znaku świątyni.
Problem stroju w kościele to nie fanaberie duchownych ani nie pruderia czy dewocja. W tle tej, z pozoru błahej, sprawy czają się pytania: Czym tak naprawdę jest dla nas religia? Czy w obrzędach, świątyniach szukam bardziej siebie czy Boga? Czy religia jest jeszcze wyjątkowym wydarzeniem w naszym życiu, pociągającym ryzyko i trud? Albo stała się czymś bez znaczenia, reliktem tradycji, przyzwyczajeniem?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz