Święty Jacek – Boży szaleniec – na nowo schrystianizował Polskę. W tym roku mija 750 lat od jego śmierci. Dziś jego bracia dominikanie wyruszają na pogranicza Kościoła. Docierają często do tych, którzy świątynie omijają szerokim łukiem.
Szymon Babuchowski: Co Ksiądz wiedział jako młody człowiek o świętym Jacku?
Ks. Arkadiusz Nocoń: – Że jest patronem Polski. I to właściwie wszystko. Nie miałem nawet pojęcia, gdzie leży Kamień Śląski – miejsce jego urodzenia. Mimo że pochodzę ze Śląska i z historii zawsze miałem piątki. Tak, niestety, uczymy naszych dziejów: nie umiemy się nimi pochwalić.
A może ta wiedza nie jest nam do niczego potrzebna?
– Wielu ludzi mówi: po co mamy sięgać do przeszłości? Odpowiadam im zawsze, że nawet w najszybszym aucie jest lusterko wsteczne. Musisz widzieć, co się dzieje z tyłu, żeby wykonywać dobre manewry, żeby cię ktoś nie „puknął”. Podobnie jest z historią: staramy się, żeby kraj jak najszybciej szedł do przodu, ale patrzymy w tył, żeby czerpać stamtąd wnioski.
Ale dlaczego mamy spoglądać akurat na świętego Jacka?
– Ponieważ nikt nie zrobił tyle dla ewangelizacji Polski, co on. Polska do jego czasów była ledwo pokropiona chrześcijaństwem. To był kraj, gdzie możni nie przejmowali się wiarą, żyli po swojemu, a lud prosty żył zabobonami pogańskimi. Najlepszym dowodem jest reakcja pogańska, która zmiotła początki religijności. Święty Jacek dokonał drugiej ewangelizacji Polski.
Jak to się stało, że zafascynował się Ksiądz tą postacią?
– Kiedyś kolega z watykańskiej Kongregacji ds. Świętych pokazał mi pisma dotyczące kanonizacji św. Jacka. Gdy dotknąłem listu napisanego na pergaminie i przeczytałem: „Sigismundus Tertius Rex Poloniae” – przeszedł mnie dreszcz. Mieć w ręku dokument, który ma ponad 400 lat, to jak dotknąć czyjejś ręki! Ten list zachował się cudem, bo z większości listów, które przychodziły do kongregacji, były sporządzane tzw. supliki, czyli streszczenia, i potem te pisma były wyrzucane. Z tego listu też zrobiono suplikę, ale nie wyrzucono go. W czasach kiedy nie było kongregacji, listy krążyły po prywatnych archiwach kardynałów. Kiedy kardynał umierał i rodzina robiła porządki, listy najczęściej ginęły. Ten nie zaginął. W 1804 roku dekretem Napoleona wywieziono całe archiwum watykańskie wozami do Paryża. I kiedy po kilkudziesięciu latach pozwolono, żeby dokumenty wróciły, Francja powiedziała: dobra, ale sami za to zapłacicie. Skarb watykański był wtedy pusty po konfiskatach, więc żeby sfinansować powrót materiałów do Rzymu, zaczęto sprzedawać dokumenty. Sprzedawano oczywiście te, które interesowały antykwariuszy. Archiwum wróciło strasznie okrojone. Ale ten list wrócił!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
z ks. Arkadiuszem Noconiem rozmawia Szymon Babuchowski