Dzieci, u których wykryto wady „ciężkie i nieodwracalne” już się nie „abortuje”, tylko „terminuje”, czyli z angielskiego „zakańcza”. Zakończyć dziecko? Brzmi strasznie.
O wiele lepiej brzmi „terminować ciążę”. Gdy kobieta dowiaduje się, że dziecko jest bardzo chore, najczęściej właśnie taką terminologię i „terminację” jej się proponuje. A potem jeszcze krople oksytocyny. W bólach rodzi się człowiek, żeby umrzeć.
To tekst o bólu i wyborach. Ale trzeba pamiętać, że za wyborami i bólem jednego człowieka stoją często inni ludzie. W tym przypadku lekarze, najbliższa rodzina. Stoi też brak opiekuna duchowego. Dziewczyny często opowiadają, że zabrakło przy nich duchownych. I to nie dlatego, że nie było na miejscu kapelana. Po prostu kapelani szpitalni niespecjalnie umieli pomóc… Ile kobiet świadomie decyduje się na „zabieg”? Kolejne zupełnie nieuchwytne dane. Bo czy można mówić o pełnej wolności wyboru, gdy nad głową stoi trzech lekarzy i mówi o strasznym życiu ze strasznym dzieckiem? Albo w domu czeka brak pracy, dwoje dzieci i mąż, który trzeciego dziecka wcale nie chciał? Często sama kobieta, powołując się na ustawę o planowaniu rodziny, zgłasza się o „pomoc” do lekarzy. Chce pomocy w „terminacji”, bo boi się, że innej pomocy nie otrzyma… I choć zwykle potem cierpi, twierdzi że nie żałuje. Bo jaki miała wybór?
Ustawa o planowaniu rodziny dopuszcza aborcję w trzech przypadkach. Przypadek pierwszy: gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego. Drugi, gdy stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia matki. Trzeci – gdy istnieje podejrzenie, że dziecko ma ciężkie i nieodwracalne wady rozwojowe. W dwóch pierwszych prawo dopuszcza przerwanie ciąży do 12. tygodnia. W trzecim przypadku „przerwanie ciąży jest dopuszczalne do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki”. Nikt nie zdefiniował pojęcia „ciężka wada”.
Pisać o „trzecim przypadku” jest trudno, bo choć częsty, chce się go wymazać ze statystyk. Oficjalne statystyki podają, że tzw. terminacji ciąż wykonuje się w Polsce niecałe 200 rocznie. Lekarze i położne, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że to śmiesznie niska liczba. Ale nieoficjalnych statystyk nikt nie potwierdzi. Na podstawie (nieoficjalnych) rozmów, dowiedziałam się, że w dużych klinikach wywołuje się nawet do 100 porodów przedwczesnych… miesięcznie. Mam nadzieję, że to liczba mocno przesadzona... Przy czym, na co zwróciła mi uwagę pewna położna, część „ciąż obumarłych” okazuje się po porodzie „ciążami żywymi”. Ale dwuminutowe czy kilkugodzinne życie, w statystykach czasem nadal pozostaje „ciążą obumarłą”.
„Trzeci przypadek” z pamięci chcą wymazać matki: „Nie będę na ten temat rozmawiać, to zbyt bolesne. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz”. To pierwsza odpowiedź, którą najczęściej słyszałam od kobiet, które zdecydowały się na terminowanie płodu. „Nie chcę, żeby ludzie mieli mnie za morderczynię” – to druga wypowiedź. „Ja chciałam tego dziecka”… – to trzecia. Lekarze, pytani o terminację, też wolą milczeć. Ewentualnie mówią, że to decyzja wyłącznie kobiety. Oni są od tego, żeby przedstawić jedynie całą „medyczną prawdę” o dziecku. Trafiłam też i na taką lekarską wypowiedź: „Cóż, nie dzieje się najlepiej, ale pocieszę panią, że na Zachodzie jest jeszcze gorzej? Od innej lekarki dowiedziałam się, że w Niemczech trwa debata, czy można zabić dziecko z… rozszczepem podniebienia. A u nas nie. Nie jestem pocieszona.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska