Gdy Jan Paweł II zawołał: – Nadchodzi nowa wiosna Kościoła, znajomi klepali mnie po plecach: – Niezłe marketingowe hasło. Ten Kościół ginie. Gdzie ta wasza wiosna?
Mój Kościół żyje. Jego puls wyczuwam w czasie spotkań naszej małej wspólnoty. Wyczuwałem go wyraźnie w kilku klasztorach kontemplacyjnych: u dominikanek w Świętej Annie, w Rybnie. Do dziś pamiętam błysk w oku mniszek, ich uśmiech, którym zarażały wszystkich wokół. Kościół pulsuje życiem na naszych kalendarzowych fotkach: w czasie procesji Bożego Ciała w Krakowie, w świdnickiej pielgrzymce, leśniowskim odnowieniu przyrzeczeń małżeńskich, przedszkolnych jasełkach, szaleństwie toruńskiego festiwalu Song of Songs.
Tuż po śmierci polskiego papieża Benedykt XVI wołał w homilii inaugurującej swój pontyfikat: – Kościół żyje, to jest przedziwne doświadczenie tych dni. Właśnie w smutnych dniach choroby i śmierci Papieża objawiło się to naszym oczom. Kościół żyje, Kościół jest młody.
Jezusowi już dziękujemy
Kościół żyje. Jego rytm wyznacza rok kościelny, który właśnie się kończy. Splata się on ściśle z rokiem kalendarzowym. Świetnie widać to po reakcjach dzieci: tylko zobaczą pierwszy śnieg, a już czekają na świętego Mikołaja, nie mogą doczekać się biegania z lampionami na Roraty, prezentów pod choinką, śpiewania kolęd, a wiosną malowania i święcenia jajek.
Na Zachodzie coraz częściej podejmowane są jednak próby zatuszowania chrześcijańskiego charakteru świętowania. Politycznie poprawni urzędnicy główkują, jak tu wyprać Boże Narodzenie z... Bożego Narodzenia.
Rok temu największa światowa sieć supermarketów, amerykańska Wal–Mart zrezygnowała w swojej kampanii reklamowej z symboliki związanej ze świętami Bożego Narodzenia. Ta nazwa ma „chrześcijańskie konotacje” – błyskotliwie odpowiadali politycznie poprawni spece od reklamy. I zastąpili drażliwe słowo „Christmas” neutralnym słowem „holiday” (czas wolny). Sprzedawcy zamiast życzyć klientom Wesołych Świąt, uśmiechali się: „Happy holidays!”. Z półek zniknęły wszelkie produkty kojarzące się z chrześcijańskim przeżywaniem świąt, a klienci nie usłyszeli tradycyjnych kolęd.
I co się okazało? Sieć w najlepszym dla handlowców okresie straciła dziesiątki tysięcy klientów. Niektórzy z nich pisali protesty, inni pozywali markety do sądu. W bojkot sklepów Wal–Mart zaangażowało się wielu Amerykanów. W tym roku sieć będzie nadawać w telewizji specjalną świąteczną reklamę i obniży ceny świątecznych produktów. Czy przyniesie to efekt? Amerykanie pamiętają przecież politycznie poprawną ubiegłoroczną kampanię. – Dostaliśmy bolesną lekcję – opowiada Linda Blakely, rzeczniczka Wal–Mart.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz