Sebastian Musioł: Czy proponowane szkoły „pod specjalnym rygorem” są dobrym lekarstwem na szkolnych chuliganów?
Ks. Janusz Tarnowski: – Absolutnie nie, twierdzi gimnazjalista ze szkoły katolickiej, którego się o to pytałem. On proponował najwyżej kilkumiesięczne kursy wychowawcze. To ciekawa myśl. Gdybym ja był dyrektorem szkoły, nigdy nie zgodziłbym się, żeby kogokolwiek skierować do jakiejś szkoły „dla bandziorów”. Zgoda oznaczałaby po prostu przyznanie się do bezradności. „Będę wychowywał tylko grzeczne dzieci…”? To oznaczałoby, że szkoła jest nie dla wszystkich!
Ale nauczyciele coraz częściej przyznają, że są bezradni. Nie wiedzą, co mają robić!?
– Przykro to powiedzieć, ale być może nie nadają się na pedagogów, nauczycieli. Nie mieści mi się w głowie, by szkoła kierowała do tego typu instytucji kogoś, kto jest powierzony jej pieczy. Oto próba ucieczki od tego, co jest zadaniem szkoły. Powstaje więc prawdziwe pytanie: po co jest się nauczycielem?
Nauczyciele są więc skazani na wojnę z uczniami?
– Pamiętajmy, że nauczyciel nie jest jedynym wychowawcą. Są rodzice – przede wszystkim, ale także koledzy, no i Kościół! Nie żyjemy na bezludnej wyspie z dwoma osobami: nauczycielem i wychowankiem. Wielu młodych ludzi źle się czuje w szkole, bo nie ma możliwości rozwijania siebie. Nie dlatego, że są złymi ludźmi, ale ponieważ szkoła nie spełnia swoich zadań. Nauczyciel musi „wejść” w tego trudnego człowieka, zrozumieć go. Szkoła ma nie tylko wychowywać dzieci w karności, ale wnikać w ich sytuacje życiowe, rodzinne, środowiskowe. Pozostawianie tych problemów tylko tak zwanemu pedagogowi szkolnemu każe zapytać: a kim są nauczyciele? Wprowadzanie ochroniarzy jest wyrazem kryzysu szkoły.
W takim razie czym ma być szkoła?
– Szkołą życia! A nie szkołą odrabianych zadań. Jest w każdej szkole grupa kujonów, nielubianych na ogół. Kujon tymczasem nie rozwija swoich zdolności. Nauka to nie kujoństwo. A gdzie w szkołach miejsce na samorządność, na dojrzewanie społeczne, współdziałanie – ze sobą, ze szkołą? Są często niby samorządy uczniowskie, ale przeważnie to kpina z samorządności. Rozwijanie własnych zdolności to najlepsza droga do potwierdzania własnej wartości i znaczenia. A to właśnie w szkole każdy w swoim rodzaju może być nadzwyczajny. Rola nauczyciela polega na obudzeniu i wspieraniu tego rozwoju. Wychowanie nie jest aktem jednostronnym. Nie JA wychowuję, ale Oni mnie wychowują. Jest współwychowanie. Nauczyciel ma iść ku mistrzostwu. Ma stawać się mistrzem dla wychowanka. Zaproponowałem znajomemu „trudnemu uczniowi gimnazjum”, żeby był moim doradcą. Był zaskoczony, ale nie odmówił. Bo tacy niesforni młodzi ludzie potrzebują zaufania, docenienia. W klasie często dzięki temu stają się liderami i zaangażowanymi pomocnikami. Owym pięciu chłopcom z Gdańska z pewnością należy się jakaś kara. Tylko że oni wciąż pozostają dziećmi, do których powoli dociera to, co zrobili. Oni są nieszczęśliwi i potrzebują pomocy. 1 lipca br. na Jasnej Górze odbyło się sympozjum nauczycieli pod hasłem: „Nauczyciel człowiekiem dialogu”. Referat pod tytułem „Dialog jako zasada pracy nauczyciela” wygłosił dr Stanisław Sławiński, wiceminister edukacji. To jest sedno sprawy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozmowa z pedagogiem ks. prof. Januszem Tarnowskim