Podobno jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Czemu zatem górnicy zaostrzyli protest właśnie wtedy, gdy rząd częściowo uległ ich żądaniom?
Lato zapowiada się gorące. Przynajmniej w Warszawie. Już w maju mieliśmy „biały marsz” lekarzy i pielęgniarek. Czerwiec to z kolei protest górników. Jako następni zapowiadają swój przyjazd do stolicy związkowcy z zakładów zbrojeniowych, odgrażają się też pracownicy naukowi i stoczniowcy. Można zażartować, że niedługo, by zamanifestować coś przed Sejmem, trzeba będzie się ustawiać w kolejce oczekujących na wolny termin.
Zysk albo w pysk
Ze wszystkich tych protestów najbardziej chyba szokujące i mało zrozumiałe dla opinii publicznej są żądania górników. Większość ludzi przyzwyczaiła się do tego, że górnictwo jest deficytowe. Tymczasem już w 2004 roku Jastrzębska Spółka Węglowa, Katowicki Holding Węglowy i Kompania Węglowa zarobiły łącznie 2,1 mld zł. Pracownicy najbardziej dochodowej JSW otrzymali z tego po 4 tys. zł, a górnicy z pozostałych spółek bony o wartości 900 i 1000 zł. Bony dlatego, że zyski muszą być przeznaczone na spłacanie długów z poprzednich lat i trzeba było obejść przepisy.
Zyski za 2005 rok są prawie o połowę mniejsze. Górnicy chcą jednak dostać tyle samo pieniędzy. Rząd początkowo sprzeciwiał się jakiejkolwiek dywidendzie, tłumacząc, że pieniądze trzeba przeznaczyć na inwestycje w branży. Ceny węgla na świecie spadają i może się okazać, że w przyszłym roku zysków już nie będzie. A skąd wówczas wziąć pieniądze na inwestycje niezbędne choćby do poprawy bezpieczeństwa na kopalniach? Takie stanowisko rządu spowodowało lawinę strajków i demonstracji. „Wara od naszych pieniędzy” i „Zysk albo w pysk” – wypisywali protestujący na transparentach. Grozili strajkiem generalnym i marszem na Warszawę.
Ze strony rządowej negocjacje podjął mianowany w marcu wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz. Dość szybko uległ żądaniom i zapowiedział dla pracowników JSW po 2 tys. na osobę, a dla KW po 600 zł w bonach. Wydawało się, że porozumienie jest blisko. Tymczasem stało się inaczej. – Czekają nas rozmowy ostatniej szansy. Liczymy, że zakończą się pozytywnie – mówił Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce. Po tej deklaracji przerwał negocjacje już po 45 minutach, tak jakby kompromisu wcale nie chciał. Jednocześnie zażądał odwołania Poncyljusza ze stanowiska.
– Tak naprawdę górnikom nie chodzi o pieniądze – podsumował Paweł Poncyljusz w wywiadzie dla Radia PiN. O co więc chodzi? Dość plastycznie wyraził to anonimowy uczestnik jednej z internetowych dyskusji, podpisujący się jako „górnik”: „chodzi o to, żeby ciebie wyrwać ze stołka”. Czym Paweł Poncyljusz naraził się związkowcom?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa