I Pielgrzymka Benedykta XVI w Polsce : Kraków-Błonia - Spotkanie z młodzieżą - 27 maja 2006 r., niedziela
Nie opowiedział żadnej anegdoty, nie śpiewał polskich piosenek, a jednak ponad pół miliona młodych słuchało go ze skupieniem i witało jak gwiazdę rocka.
To niebywałe – dziwili się dziennikarze. Ale ja przeczuwałem, że tak będzie. Dlaczego? Bo od lat widzę, że nieśmiałość, prostota i skromność (cechy, których nie uświadczy się w reklamach) przyciągają młodych jak magnes. Przez lata garnęli się do staruszka brata Rogera i schorowanego Jana Pawła. Teraz otoczyli wianuszkiem Benedykta.
Nie spodziewałem się tylko, że będą słuchali jego słów w tak ogromnym skupieniu. Na Błoniach panowała cisza jak makiem zasiał. „Nie lękajcie się tęsknoty. Niech was nie zniechęca widok domów, które runęły, pragnień, które obumarły. Bóg Stwórca, dając młodemu sercu ogromną tęsknotę za szczęściem, nie opuszcza go w mozolnym budowaniu domu, któremu na imię życie” – wołał Papież. Mówił trudne rzeczy, ale bardzo przystępnym językiem. To znak pokory. Przesłanie było wymagającym i, co ciekawe, jednym z najdłuższych wystąpień Benedykta. A podobno młodzi reagują jedynie na krótkie minutowe klipy. Innych organizm nie przyjmuje...
Spotkanie na Błoniach pokazało mi jedno: Benedykt XVI stał się dla młodych pasterzem (a bałem się, kto zajmie puste fotele po Matce Teresie, Rogerze czy Janie Pawle). Zapewnił, że młodzi zawsze mogą liczyć na niego i jego następców.
Gdy to mówił, na niebie niespodziewanie pojawiła się tęcza (okazało się, że nie po raz ostatni!). Biblijny znak przymierza. Na Błoniach zostało zawarte. Benedykt szukał młodych. Przyszli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz - komentarz