Siostra Maria Laura prowadzi jedno z najbardziej niezwykłych włoskich atelier w klasztorze św. Rity, średniowiecznym kompleksie położonym na wzgórzach środkowej Umbrii.
„Jeśli masz marzenie i możemy je spełnić, zrobimy co w naszej mocy” – mówi siostra Maria Laura, augustianka i niegdyś krawcowa.
Klasztor św. Rity od lat prowadzi sklep z używanymi sukniami ślubnymi. Kiedyś odwiedzały go głównie młode kobiety z ubogich rodzin. Ponieważ Włochy nadal cierpią z powodu przedłużającej się recesji, to, co rozpoczęło się jako akt dobroczynności dla kilku młodych kobiet w potrzebie, stało się modnym wyborem dla rosnącej liczby narzeczonych, które chcą obniżyć koszty ślubu.
W międzyczasie atelier stało się pełnoetatową pracą dla siostry Marii Laury, która nadzoruje rosnącą kolekcję podarowanych sukni ślubnych. Teraz są ich setki - w różnych rozmiarach, długościach trenów i fasonach.
Właściwie ta kolekcja sukien ślubnych rozpoczęła się, gdy niektóre kobiety w podziękowaniu za wysłuchane modlitwy, przynosiły św. Ricie swoje suknie ślubne.
Przyszłe panny młode przyjeżdżają do klasztoru co tydzień, często w towarzystwie matek i sióstr, jakby odwiedzały "normalny" salon.
Można powiedzieć, że siostra Maria Laura jest takim małym prezentem dla przyszłych żon. Zanim została zakonnicą w wieku 28 lat, wcześniej była projektantką i krawcową w rodzinnym sklepie krawieckim w Lukce w Toskanii. Potrafi od razu powiedzieć, czy można przerobić suknię ślubną i dokładnie wie, ile pracy trzeba będzie wykonać.
Poza tym siostra Maria Laura jest bardzo szczera. Portal "The New York Times" przytacza jej słowa. „To jest po prostu brzydkie” - powiedziała bez ogródek dwóm rumieniącym się pannom młodym pewnego styczniowego poranka. Ale na siostrze Marii można polegać. Udaje jej się znaleźć odpowiednią suknię dla prawie każdej panny młodej.
Portal przytacza także historię jednej z przyszłych panien młodych. „Och, czuję się w tym jak księżniczka Sissi” - wrzasnęła Irene Berardi, 25-letnia panna młoda, kręcąc się w białej tiulowej sukni i haftowanym gorsecie, w białych jedwabnych rękawiczkach do łokci.
Irene i jej chłopak nigdy nie marzyli o wystawnym ślubie. Twierdzili, że to nie jest w porządku, gdy inni głodują i cierpią. Koleżanka Irene opowiedziała jej o wizycie u siostry Marii Laurty. Irene postanowiła umówić się na wizytę. Kobieta znalazła suknię, na koniec mocno wyściskała siostrę i w kopercie ofiarowała darowiznę.
Jednak wybór sukni w klasztorze św. Rity nie był jedynie transakcją ekonomiczną, wyjaśniła Irene.
„Czułam się tu jak w domu od pierwszej minuty” – powiedziała. „W końcu zakonnice mają powołanie. Miłość też jest powołaniem”.
MG/nytimes.com