Rok po śmierci Jana Pawła II w mediach utrwalany jest jego obraz jako supergwiazdy, nowej ikony masowej kultury. Był przecież papieżem, który tak bardzo zmienił Kościół i świat. Zapomina się, że być może najważniejszym rysem tego pontyfikatu było cierpienie.
W długiej historii Kościoła zdarzało się, że papieże byli męczennikami, wygnańcami, więźniami. Niewielu jednak następców św. Piotra musiało w takiej skali podjąć wyzwanie, jakie niesie ból, choroba i cierpienie, nie tylko fizyczne, ale także wynikające ze świadomości, że nie udało się zrealizować ważnych planów i marzeń. Jan Paweł II nie przyjmował tych wydarzeń jak dopustu losu. Po kolejnej chorobie w maju 1994 r. mówił otwarcie o bólu swoim i innych ludzi jako części Ewangelii cierpienia, którą „trzeba głosić, by przygotować przyszłość”. Wspomniał także o „argumencie cierpienia”, który trzeba przeciwstawić współczesnemu światu.
Krzyże, które przyszło mu nosić, wpisywał w plan zbawienia. „Teraz wiem lepiej niż poprzednio, że cierpienie jest takim wymiarem życia, w którym najgłębiej zakorzenia się w ludzkim sercu łaska zbawienia” – mówił 14 sierpnia 1981 r. po opuszczeniu kliniki Gemelli. Pełnię tego doświadczenia opisał w liście apostolskim „Salvifici doloris” z 1984 r., najbardziej przejmującym tekście o chrześcijańskim sensie cierpienia, jaki powstał w poprzednim stuleciu. Spróbujmy przypomnieć niektóre krzyże pontyfikatu Jana Pawła II.
Krzyż bólu
Obejmował Stolicę Piotrową jako niezwykle sprawny fizycznie mężczyzna, dla którego ruch, wysiłek był naturalnym żywiołem. Znane były jego sportowe pasje, zamiłowanie do górskich wędrówek, spływów kajakowych, narciarstwa. Wcześniej, poza dzieciństwem i młodością, praktycznie nie chorował. To doświadczenie stało się jego udziałem dopiero w Watykanie, po zamachu z 13 maja 1981 r.
Wystrzelona z bliska kula, z pistoletu o kalibrze 9 mm, spowodowała w papieskim organizmie potworne spustoszenie. Rozszarpane wnętrzności były jedną wielką, pulsującą bólem raną. Stracił blisko trzy litry krwi. Rekonwalescencja, przerywana powrotami do szpitala, trwała długo. Pełni sił fizycznych po zamachu Jan Paweł II właściwie już nigdy nie odzyskał. Ślady tamtych przejść będą obecne w kolejnych jego chorobach. W 1992 r. przeszedł operację guza, wówczas także pojawia się wyraźnie drżenie lewej ręki. Chorobę komplikowały różne nieszczęśliwe wypadki, z których najgorszym było złamanie nogi w czasie kąpieli (1994 r.). Co gorsza, zaczynała się wówczas nasilać choroba ośrodka systemu nerwowego, odbierająca mu powoli sprawność, kontrolę nad ciałem, a wreszcie i głosem.
Wszystko to dzieje się na oczach świata i mediów, często bezlitosnych. Pamiętam złośliwe komentarze dziennikarzy, wygłaszane i pisane w czasie pielgrzymek. Zwracano uwagę nie na to, co Papież powiedział, lecz jak się czuje, jak bardzo jest osłabiony, jak walczy ze sobą, aby dokończyć kolejne przemówienie. Media zachowały się godnie dopiero w momencie umierania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski