Zacheusz był niskiego wzrostu. „Czy naprawdę nie jesteśmy wszyscy tacy przed Bogiem i wobec Bożych rzeczy?” – pyta retorycznie Benedykt XVI. I coś w tym jest.
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.
Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę».
Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie».
Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Przytłacza nas mnóstwo małych, codziennych spraw, terminów, zmartwień, lęków. Często nie jesteśmy w stanie sami wyskoczyć ponad tę zabieganą krzątaninę. A jednak trzeba od czasu do czasu wspiąć się ponad zwykłe, szare życie. Potrzebujemy drzewa, czyli Kościoła, który pozwoli nam zobaczyć Pana Jezusa. Konieczny jest widok na Boga.
2. Zacheusz był grzesznikiem, ale nie wygasła w nim ciekawość Boga. Tęsknił za czymś, co otworzy nowy rozdział w jego życiu. Szukał Jezusa wiedziony jakąś dobrą intuicją. Przypomina się historia Mojżesza, który na 40 długich lat utknął w ziemi Madian. Zrezygnował z planów ratowania Izraelitów z niewoli. Żył na wolnych obrotach, bez większych ambicji. I wtedy właśnie, gdy miał już 80 lat, ujrzał płonący krzew na pustyni i usłyszał w nim głos Boga. Stało się to w momencie, gdy wydawało się, że najlepsze ma już za sobą. Powołanie może przyjść późno. Pan sam wybiera moment i czas. Ważne jest to, aby nie zgasła w człowieku święta ciekawość, otwartość na Boże natchnienia, wrażliwość na znaki z nieba.
3. Zacheusz chciał zobaczyć Jezusa, ale to On pierwszy spojrzał na niego. To spojrzenie zmieniło wszystko. „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Bóg woła po imieniu i chce wejść do naszego domu. Ten dom wymaga często „posprzątania”. Kiedy w życie wkracza Bóg, wiele spraw zaczynamy widzieć inaczej. Dostrzegamy wyraźniej nasz brud. Rozumiemy, że trzeba podjąć radykalne decyzje, zerwać z grzechem, naprawić krzywdę, wybrać miłość i troskę o innych jako życiowy drogowskaz.
4. Kościół jest miejscem, w którym Bóg chce mnie zobaczyć. Wiara jest spoglądaniem w stronę Jezusa, ale także odkrywaniem, że On patrzy na mnie. Adoracja Najświętszego Sakramentu jest takim momentem, w którym pokazujemy się Bogu. To jak wzniesienie się ponad ten świat. Spoglądamy na białą Hostię, a wiara mówi, że patrzymy na Jezusa. On z ołtarza patrzy na nas. Jesteśmy mali jak Zacheusz, troszczymy się o własne korzyści, kręcimy się wokół swoich małych spraw. W Kościele odnajdujemy dystans, możemy się wspiąć ponad siebie, wejść w ciszę, która umożliwi przemieniające spotkanie. Wiara to odkrycie, że Bóg na mnie patrzy, że nie jestem sam, że On zna moje imię i chce przyjść do mojego domu. Adoracja prowadzi do czynu, do dobrej decyzji, daje siłę do zerwania ze złem, do nawrócenia. „Przyjął Go rozradowany”. Często szukamy radości nie tam, gdzie jest jej źródło. Próbujemy zagłuszyć naszą pustkę i kompleksy tandetną internetowo-telewizyjną papką, która ciągnie nas w dół. A tymczasem aby widzieć, trzeba się wspiąć. Aby odnaleźć radość, trzeba siebie dać. •
"Adoracja Najświętszego Sakramentu jest takim momentem, w którym pokazujemy się Bogu. To jak wzniesienie się ponad ten świat". Monika Łącka / Foto Gośćks. Tomasz Jaklewicz