Zwyciężała konkurs za konkursem, telewizyjną „Szansę na sukces”, festiwal debiutów w Opolu, zabiegało o nią Ich Troje, a ona... zaszyła się w czterech ścianach pokoju. Dlaczego?
Młodziutka Viola Brzezińska mieszkała w Giżycku. Przez okna patrzyła na rozległy Niegocin. Gdy chodziła do liceum, wychowawczyni oznajmiła kiedyś klasie: – Za kilka dni pojedziemy do Warszawy na jakiś musical. Grają „Skrzypka na dachu” i „Metro”. Co wybieracie? – „Metro” – krzyknęła głosem nieznoszącym sprzeciwu niewysoka brunetka. Klasa nie miała nic do powiedzenia. Posłusznie obejrzała słynny spektakl Józefowicza i Stokłosy. Viola była zachwycona.
„Metro” za spodnie
– Od tamtej pory kombinowałam, jakby tu zobaczyć musical jeszcze kilka razy. Zaprzyjaźniłam się z giżyckim Orbisem. Rozwieszałam ogłoszenia w szkołach, organizowałam grupę, a oni udostępniali nam autokar. Pewnego razu, gdy zabrakło chętnych, by mieć na bilet… sprzedałam swoje dżinsy.
Viola była zdeterminowana. Co miesiąc jeździła z rodzinnego Giżycka do Warszawy na lekcje śpiewu. Udzielała ich sama Elżbieta Zapędowska, znana przede wszystkim jako wymagająca jurorka telewizyjnego „Idola”. Gdy dziewczyna przyjechała do niej po raz pierwszy, powiedziała: – Po maturze przyjedź do Warszawy, a ja ci pomogę. Dotrzymała słowa.
To, co wydarzyło się później, przeszło najśmielsze oczekiwania młodej wokalistki. Gdy na zajęciach emisji głosu zaśpiewała: „Litanię”, Elżbieta Zapędowska bez wahania umówiła ją na spotkanie z twórcami musicalu. Januszowie Józefowicz i Skokłosa z miejsca przyjęli ją… do „Metra”. Viola zaczęła śpiewać w ukochanym musicalu. Przez kilka lat grała w nim główną rolę. Niedługo potem wygrała dwa wielkie muzyczne konkursy: popularną telewizyjną „Szansę na sukces” i koncert debiutów w Opolu. Muzyczna scena stanęła przed nią otworem, mogła przebierać w bardzo intratnych propozycjach. Ku zaskoczeniu ludzi z branży zaczęła odrzucać ofertę za ofertą. Nie przyjęła zaproszenia do grupy Ich Troje. A przecież za propozycjami stały wielkie pieniądze i coś, co młodą Violę przyciągało jak magnes: sława.
– Coś we mnie pękło. Całe życie marzyłam o zrobieniu kariery, ale gdy w końcu zrealizował się scenariusz marzeń, sława zaczęła mi bardzo dokuczać. Rozgadana Viola – dusza towarzystwa, znana ze swego radosnego usposobienia – po wygraniu koncertu w Opolu... zaszyła się w domu. Z nieba lał się żar, a ona nie wychodziła nawet nad pobliskie jezioro.
Proszę ściągnąć koszulkę
– Myślę, że to jest tak: zawsze na początku o czymś marzysz i myślisz, że jeśli to osiągniesz, będziesz bardzo, bardzo szczęśliwy. Ale gdy w końcu to otrzymujesz, Pan Bóg podchodzi do ciebie i mówi: „masz”, to ze zdziwieniem zauważasz: Kurcze, to nie tak miało wyglądać! Ilu ludzi myśli: gdybym miał dużo kasy, to dopiero byłbym szczęśliwy. Guzik prawda! Doświadczyłam tego na własnej skórze, spróbowałam i… uciekłam.
Kiedyś Viola wzięła udział w castingu – marzeniu wielu młodych dziewczyn. Miała sesję zdjęciową. Wyglądało niewinnie: zwykła reklamówka soków. Ale gdy kobieta, która robiła zdjęcia, nagle powiedziała: No dobra, a teraz proszę zdjąć koszulkę, Viola rzuciła tylko krótko: Do widzenia!
Kurcze, to nie tak miało wyglądać!
– Będąc na świeczniku, bardzo łatwo wejść w rzeczy podejrzane. Często nawet nie wiesz, w co się ładujesz. Rezygnuję z ceny rozebrania się w jakimś szmatławcu za cenę szczęścia. Jestem szczęśliwa w tym, co robię, a byłam nieszczęśliwa, śpiewając dla setek tysięcy ludzi. Pan Bóg otworzył mi serce na rzeczywistość, przy której śpiewanie w „Metrze” było tylko malutką niespodzianką. Otworzył przede mną całe niebo. Chcę o tym opowiedzieć piosenkami – uśmiecha się dzisiaj.
Zapytana o to, czy nie żałuje, że nie skorzystała z wielu intratnych propozycji, kręci głową: – Nie, Pan Bóg mi cały czas błogosławi. Nie narzekam na brak pieniędzy. Widzę też, że bycie gwiazdą wiąże się często z wielkim nieszczęściem w życiu osobistym. Jasne, to nie jest reguła, ale tak jest zazwyczaj. Po Opolu i „Szansie na sukces” bardzo źle się czułam. Wszyscy podchodzili do i klepali mnie po plecach. Cała ta otoczka show-biznesu rozczarowała. Przestałam być zachłanna. Umiarkowanie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz