Wyniki były złe. To miała być pierwsza i ostatnia wyprawa do Rzymu. Kiedy Papież dotknął mojej ręki, poczułam ciepło – wspomina Urszula Woźnica. Po powrocie lekarz zrobił wielkie oczy: komórki rakowe zniknęły.
Trzydzieści lat temu do parafii w Rydułtowach na Górnym Śląsku zawitał nowy proboszcz. Zamarzyło mu się, by powstała dziecięca schola. Poprosił o pomoc Urszulę Woźnicę, córkę organisty. Nie odmówiła. Dziewczynki miały po 9, 10 lat, kiedy przygarnęła je pod muzyczne skrzydła. Prześpiewała z nimi prawie całe ich młodzieńcze życie. Była ich koleżanką, przyjaciółką, prawie mamą.
Ostatni wyjazd do Rzymu
W 1988 r., po dziesięciu latach dyrygowania scholą, nadarzyła się okazja wyjazdu do Watykanu. To było marzenie pani Urszuli i całej scholi. Jednak dziewczyny nie mogły pozwolić sobie na taki wydatek. Postanowiły, że Urszula będzie ich reprezentantką.
Niestety, coś zaczęło się dziać z jej zdrowiem. Czuła się źle. „Operacja jest konieczna natychmiast, jeśli pani chce żyć” – usłyszała od lekarza. To był szok. Do dziś nie wie, jakim cudem lekarz dał się ubłagać, by przesunąć termin zabiegu tak, by mogła pojechać na pielgrzymkę. Wiedziała, że to będzie jej pierwszy i ostatni wyjazd do Rzymu, może ostatni wyjazd gdziekolwiek.
Mszę przed podróżą ustalono na piątą rano w sąsiedniej parafii. – Pójdę spać o 21.00, a wstanę o 3.00, to się wyśpię – planowała Urszula. Nie spała wcale, i to nie przez nerwy. Wymyśliły z dziewczynami coś szaleńczego: nagramy Papieżowi kasetę. Studio nagrań – pokój w domu Urszuli. Profesjonalny sprzęt – pożyczony magnetofon Grundig. No i kaseta, załatwiona spod lady. „Młodości naszej przyjacielu bądź blisko nas”, śpiewały najpierw po kilka razy, a ostatnie piosenki już tylko raz. Gnieździły się przy małym mikrofoniku. Była trzecia w nocy, kiedy zapełniły obydwie strony kasety. „Schola z Rydułtów dla Papieża” – dały tytuł, a potem na kolanie pani Urszula dopisała o dziewczynach ze scholi, o ich miłości do muzyki, że jej mąż nazywa się Karol, i że jest bardzo chora. Prosiła Papieża o modlitwę. Było krótko przed piątą, kiedy zaklejała list. Zawinęła kasetę w chusteczkę i schowała głęboko w walizce. Wybiegła ostatkiem sił na Mszę.
Róża we włosach
Aula Pawła VI. Pamięta, że Papież opowiadał o Botswanie, o biedzie, o ludziach żyjących tam w skrajnej nędzy. Prosił o modlitwy, a potem wstał i wszedł między pielgrzymów. Była dość daleko. Udało jej się przepchnąć do pań stojących w pierwszym rzędzie. Jednej z nich podała kasetę, by dała ją Papieżowi. – Wejdź na moje krzesełko, będziesz wprawdzie za mną, ale wysoko, sama mu ją podaj – powiedziała kobieta.
– Kiedy Papież zbliżył się do nas, wyjęłam kasetę i pomyślałam: Boże, co ja mam do niego powiedzieć? Ekscelencjo, Eminencjo? W końcu wydusiłam: Ojcze, jesteś dzisiaj taki smutny po tej Botswanie, posłuchaj tego dziś wieczorem. To od dziewczyn, które śpiewają 10 lat. One nie mogły tu przyjechać. Papież uśmiechnął się i powiedział: „Powiedz swoim dziewczynom, że posłucham tego dziś wieczorem”.
To było niesamowite. Nie wiem, dlaczego spotkało mnie takie szczęście. Nie dość, że rozmawiał ze mną jakiś czas, to jeszcze sam odebrał kasetę. Od innych pielgrzymów wszystko odbierał ksiądz stojący obok. Kiedy Papież dotykał moje ręce, czułam taką jedność z nim, takie ciepło – wspomina Urszula.
Wieczorem przeżywała kolejny raz poranne spotkanie z Papieżem. Uświadomiła sobie w końcu, co napisała na karteczce włożonej do kasety. – Myślałam, że zemdleję. Prosiłam o modlitwę. Napisałam, że jestem ciężko chora i że rozpozna mnie po... czerwonej róży wpiętej we włosy. Mieliśmy bowiem na drugi dzień audiencję tylko dla Polaków. Całą noc nie spałam. Widziałam Papieża grożącego mi palcem. Tak strasznie się wystraszyłam tej mojej poufałości, wręcz bezczelności. Pierwsza myśl, że nie wepnę tej róży we włosy, ale w końcu, jak napisałam, to już nie było odwrotu. Całą Mszę stałam ze spuszczoną głową. Prosiłam o zdrowie i by mi nie pogroził palcem. W końcu jednak spotkałam się z nim wzrokiem, a on uśmiechnął się serdecznie! To było coś wspaniałego!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aleksandra Matuszczyk-Kotulska, historyk, dziennikarz prasy lokalnej