Zanurzeni po uszy w zgiełkliwej rzeczywistości życia publicznego, zdominowanego przez politykę, często nie dostrzegamy, że tuż obok, niemal na wyciągnięcie ręki, istnieje rzeczywistość inna, diametralnie różna, pełna spokoju i wyciszenia.
Odkrycie jej nie wymaga z naszej strony jakichś nadzwyczajnych zabiegów ani wielkiego mozołu. Wystarczy lekko uchylić drzwi kościoła i wejść do środka albo – jak radzi Jezus – zamknąć się na dłuższą chwilę w swojej „domowej izdebce”.
To rzeczywistość modlitwy. Wejdźmy w nią, a przekonamy się, że nasze przebywanie w niej wcale nie jest tchórzliwą ucieczką od świata zewnętrznego. Przeciwnie, siła płynąca z duchowych zasobów modlitwy może temu światu jedynie pomóc, może go wesprzeć, szczególnie w sytuacjach trudnych lub kryzysowych.
W niedzielę dokonaliśmy kolejnego wyboru. Już wkrótce staniemy przed następnym. Tym bardziej aktualne wydają się więc słowa modlitwy Jana XXIII z encykliki Pacem in terris: „Oświeć tych, co rządzą losami ludów, ażeby troszcząc się o godziwy dobrobyt swoich rodaków, utrzymywali nieocenione dobrodziejstwo pokoju, abyśmy umieli obalać bariery, które ludzi dzielą, a zacieśniać więzy miłości wzajemnej, abyśmy mieli zrozumienie dla innych i przebaczali tym, którzy nam przykrość wyrządzili”.
Zrozumieć Różaniec
Październik co roku roztacza przed nami niezwykłą ofertę „kolistej modlitwy”, jaką jest Różaniec. Trzeba przyznać, że przez długi czas, nawet w samym Kościele, nie doceniano znaczenia i bogactwa modlitwy różańcowej. Uważano, że jest nudna i oderwana od życia. Z biegiem lat okazało się jednak, że Różaniec zawojował nie tylko „maluczkich”, ale zdobył serca wielu ludzi o wysokim poziomie intelektualnym. Jedno z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących świadectw przylgnięcia do Różańca znajdujemy w autobiograficznej książce czeskiego konwertyty, wybitnego teologa, ks. Tomáša Halíka pt. „Radziłem się dróg”: „Ja, głupiec, uważałem dawniej Różaniec za coś przestarzałego, bezmyślnego, »dla babć«.
I musiałem dopiero poprzez poznanie duchowości indyjskiej i »mantr« zrozumieć, co oznacza rytmiczna modlitwa, która odbywa się na znacznie głębszym poziomie, niż ten nasz mały rozum z jego wypoconą aktywnością. U początków tego odkrycia leży zabawne wydarzenie. Zobaczyłem kiedyś w autobusie starą zakonnicę, która odmawiała Różaniec i usnęła. Z otwartymi bezzębnymi ustami wyglądała dość komicznie i ludzie też się złośliwie uśmiechali. Ze wstydem przyznaję, że dla mnie, młodego konwertyty, który wolał widzieć swój Kościół reprezentowany w sposób bardzo godny, było to trochę przykre doświadczenie, ale denerwowałem się również na ludzi i powiedziałem Panu: Panie Boże, ja podejmę to za nią, pozwól mi wejść w modlitwę i dokończyć ją. Zacząłem po cichu odmawiać Różaniec. I w tym momencie wpadłem w taką głębię, w takie przeżycie bliskości Boga, o jakim dotąd nie miałem pojęcia. Zrozumiałem, (...) że modlitwa to nie jakiś wyczyn, że nie chodzi w niej o sztukę koncentracji ani o wzniosłe słowa czy uskrzydlone idee. Że to znaczy po prostu oddychać z Bogiem, w którym my także poruszamy się i trwamy”.
Warto przypomnieć, że dla świętego Jana od Krzyża punktem kulminacyjnym w drodze duchowej jest chwila, gdy człowiek już nie może modlić się „sam” i stwierdza nagle, że „Bóg modli się w nim”. Bogu zaś poleca swoje intencje. Dlatego Jan Paweł II powiada, że „Różaniec naprawdę pulsuje ludzkim życiem”. Niezwykle istotną częścią tego życia jest bez wątpienia sfera polityki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Babuchowski