Przed ogromnym i starym opactwem stoi samotny zakonnik. To przeor Piotr Olearczyk. – Dzisiaj jest tu pięciu cystersów. A w całej Polsce jest nas tylko około stu – kiwa głową. – Kiedyś tylko w tym jednym klasztorze za moimi plecami mieszkało trzystu cystersów – mówi.
To niezwykłe stare opactwo stoi na uboczu, z dala od głównych dróg. Wyrosło we wsi Henryków na Dolnym Śląsku, na południe od Wrocławia. Aż dziw, że tak mało turystów o nim wie. Piękne są tutaj nawet spichlerze i budynki gospodarcze, które cystersi wznieśli przed wiekami. A sam gmach klasztoru jest pięknie odnowiony. Dzisiaj, oprócz ostatnich pięciu cystersów, mieszkają w nim klerycy pierwszego roku wrocławskiego seminarium.
Wół wchodzina strych
Kleryk Jarosław Głazik wskazuje nam w zabytkowym wnętrzu szeroką klatkę schodową. – Wiecie, dlaczego te schody takie szerokie? Bo cystersi wprowadzali po nich na sam strych jakieś duże zwierzę. Domyślamy się, że to był wół – mówi. – To są schody „bydlęckie” – dodaje, prowadząc nas po kolejnych piętrach w górę.
– Wół na strychu? Po co? – niedowierzamy. Ale pan Jarosław już otwiera przed nami drzwi strychu. Wchodzimy i zadzieramy głowy: stoimy przed ogromnym, drewnianym kołem. – To część dźwigu, który zbudowali cystersi. O, tutaj, we wnętrzu koła, chodził wół, dokładnie tak jak chomik w klatce... I dzięki temu wciągał na górę windę, po brzegi załadowaną zbożem albo mąką – wyjaśnia kleryk.
Deski, z których jest zbudowane koło, są w nie najlepszym stanie. Nic dziwnego: mają co najmniej dwieście lat! Co najmniej, bo prawdopodobnie są dużo starsze. Ze względu na stan tego zabytku wycieczki raczej nie wchodzą na strych.
Ale i bez tego oczy wychodzą z orbit na widok wspaniałości opactwa w Henrykowie.
Pług to wielki wynalazek
Cysterscy zakonnicy przyjechali do Henrykowa w 1227 roku. Od razu zabrali się do wytężonej roboty, w myśl swojej dewizy: Módl się i pracuj. Zbudowali pierwszy drewniany kościół. Osuszyli bagna, na ich polach zakwitły sprowadzone z daleka, dotąd nieznane w Polsce rośliny. W stawach, które założyli, pluskały setki ryb.
Nadchodzi jednak rok 1241. Do Henrykowa wpadają dzicy wojownicy z Azji – Tatarzy. Drewniany kościół cystersów płonie jak gigantyczna pochodnia. – Tatarzy zabili wtedy tak wielu zakonników, że polscy cystersi zostali zwolnieni z obowiązku wysyłania delegatów na kapituły generalne we Francji! – mówi ojciec Krzysztof Morajko, cysters z Henrykowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak