Wejść w wielkie buty Papieża? – Dziura w moim sercu jest wielkości pięści. Czuję się fatalnie – to wypowiedź jednego z uczestników internetowego forum na temat „Moje wspomnienie o Papieżu”.
– Mam 30 lat, nie pamiętam innego Papieża i na razie nie chcę myśleć, co będzie dalej – zwierza się w radiu pewna Polka. Poniedziałek, 18 kwietnia 2005 roku. Sucha informacja o terminie konklawe brzmi w uszach trochę jak pierwszy dzwonek przed kolejną odsłoną dziejów Kościoła. Myśl o tym wyrywa z modlitewnego skupienia, a przez zasłonę smutku coraz natarczywiej przebija się trzeźwe pytanie: „Kto następny?”.
Niby wiemy, jako katolicy, że „każdy następny”, skądkolwiek by się wywodził, będzie namiestnikiem Chrystusa. Będzie – tak samo jak jego poprzednicy – „naszym” Ojcem Świętym. Ale czy jesteśmy już dzisiaj przygotowani na taką sytuację? Czy po trwającej ponad 26 lat cudownej posłudze Piotrowej Polaka nie ulegniemy pokusie porównywania przyszłego papieża ze Zmarłym?
Przed tego rodzaju niebezpieczeństwem stoimy zresztą nie tylko my, ale i miliony ludzi na świecie, których serca zawojował Jan Paweł II. Bardzo trafnie wyraził to w telewizyjnym wywiadzie jeden z biskupów, nie kryjąc swojego współczucia dla kolejnego sukcesora: „Ktokolwiek teraz zostanie papieżem, będzie musiał wejść w wielkie buty”.
Tylko jak to zrobić? I czy koniecznie, za wszelką cenę, trzeba w te „wielkie buty” wchodzić? Zwłaszcza że mogą być naprawdę za duże. Zarówno pod względem jakości czy stylu sprawowania papieskiej posługi przez Karola Wojtyłę, jak i ogromnych liczb, którymi zaznaczył się jego pontyfikat. Można domniemywać, że liczne „rekordy”, jakie ustanowił w czasie ostatniego ćwierćwiecza, są właściwie już nie do pobicia. Czy jednak zadaniem Kościoła jest rozbudzanie niezdrowej rywalizacji, a rolą następców świętego Piotra przelicytowywanie swych poprzedników?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Babuchowski