Rzucona w zaciszu gabinetu lekarskiego diagnoza "bezpłodność" brzmi jak wyrok. Wcale nie musi być trafny, a nawet jeśli, to niekoniecznie ostateczny.
W jej chorobie posłuszeństwa odmawiają mięśnie, najprostsze czynności wydają się nie do przeskoczenia: utrzymanie kubka z herbatą, mycie, pisanie, chodzenie i oddychanie. Chemioterapia niszczy m.in. struktury jajników. Dlatego lekarze powiedzieli Gabrysi, że bezpłodność jest najmniejszym negatywnym skutkiem terapii. Ale dla niej i Roberta jedynym, z którym nie mogli się pogodzić. Robert: – Na początku był bunt: młodzi, tuż po ślubie, wielkie plany, świetna praca i nagle nowotwór i perspektywa braku dzieci. Robert był wówczas dyrektorem banku, Gabrysia pedagogiem szkolnym i rodzinnym. Drastycznej zmianie uległ ich tryb życia: korytarze banku i szkoły zamienili na szpitalne sale i gabinety lekarskie. Raz w miesiącu na trzy dni Gabrysia kładzie się do szpitala na chemię. – Lekarz zabronił nam nawet myśleć o dziecku – mówi Gabrysia. – Mogłoby mnie to zabić.
Robert: – Z czasem bunt przekuliśmy na modlitwę o uzdrowienie. Pół roku temu pojechali na kolejną chemię do Gliwic. Gabrysia sporo wymiotowała, ale nic nie podejrzewali, bo to normalne u osoby biorącej chemię. Jak zawsze, przeszła rutynowe badania moczu i morfologię krwi. Wszystkie wyniki wyszły zupełnie inaczej niż zawsze. Były dobre. Lekarz długo chodził po gabinecie w tę i z powrotem. Przerwał milczenie krótkim: – Nie wiem, jak to medycznie możliwe, ale są państwo rodzicami. Gabrysia czuje każdy ruch Klary – choć według lekarzy to niemożliwe przy miastenii. Komórki rakowe nadal niszczą organizm Gabrysi. Na czas ciąży zdecydowała wspólnie z Robertem odstąpić od chemioterapii. Badania prenatalne potwierdziły dobry stan zdrowia dziecka.
Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione
Pomoc w adopcji
http://www.adoptuj.pl/osrodkiadopcyjne-w-kraju
http://adonai.pl/nieplodnosc
Joanna Bątkiewicz-Brożek, "Tygodnik Powszechny"