Doktorat z historii lub chemii bez tytułu magistra. Płatny drugi kierunek studiów. Zakaz pracy profesora na kilku uczelniach. Studia opłacane przez przyszłego pracodawcę. Tak będzie już od października. No, prawie tak.
Wraz z nowym rokiem akademickim studenci i profesorowie przekroczą mury swoich uczelni w nieco zmienionej rzeczywistości. Słowo „nieco” jest tutaj… nieco kontrowersyjne. Autorzy przyjętej niedawno przez Sejm (w wersji niedyskutowanej jeszcze w Senacie) ustawy o szkolnictwie wyższym uważają bowiem, że zmiany mają charakter rewolucyjny dla polskiej nauki i zasad kształcenia na poziomie uniwersyteckim. Z kolei krytycy zmian twierdzą, że w najlepszym wypadku ustawa jest tylko nieznaczną kosmetyką. Bardziej radykalni mówią wprost: to może i jest rewolucja, ale obniżająca raczej niż podnosząca jakość nauczania akademickiego.
Podatek od wszechstronności
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii jest zapisana w ustawie odpłatność za drugi kierunek studiów na uczelniach państwowych. Studia, teoretycznie, są bezpłatne, to znaczy studenci studiów stacjonarnych uczelni publicznych nie muszą płacić czesnego. I to niezależnie od tego, czy studiują tylko jeden, czy dwa kierunki. Teraz ma się to zmienić. To znaczy drugi kierunek pozostanie nieodpłatny, ale tylko dla niewielkiej liczby studentów, uzyskujących najlepsze wyniki. Artykuł 170. nowej ustawy o szkolnictwie wyższym mówi, że „do podjęcia i odbywania studiów bez wnoszenia opłat na drugim kierunku studiów stacjonarnych w uczelni publicznej, finansowanych z budżetu państwa, ma prawo student, który na określonym kierunku studiów w danym roku akademickim otrzymał stypendium rektora dla najlepszych studentów”. Taki zapis skutecznie ograniczy dostęp do nauki dla zainteresowanych wszechstronnym wykształceniem studentów, którzy nie spełnią zbyt wysokich wymagań stypendialnych.
Doktor bez mgr
Równie wiele kontrowersji, co niedomówień rodzi zapis, pozwalający przeskoczyć z licencjatu od razu na doktorat, z pominięciem magisterium. Podobną możliwość mają mieć studenci po trzecim roku jednolitych studiów magisterskich. Krytycy uważają, że skutecznie obniży to jakość i etos nauczania akademickiego. I trudno byłoby się z tym nie zgodzić, gdyby nie pewien niuans. Otóż nie będzie to zasada, tylko wyjątek. Artykuł 13. nowej ustawy o szkolnictwie wyższym mówi: „W szczególnych przypadkach, uzasadnionych najwyższą jakością osiągnięć naukowych, stopień doktora można nadać osobie, która posiada co najmniej tytuł zawodowy licencjata, inżyniera lub równorzędny i uzyskała »Diamentowy Grant« w ramach programu ustanowionego przez ministra (…)”. Dopiero praktyka jednak pokaże, w jaki sposób będą określane te „szczególne wypadki”. Dla jednoznacznie wybitnie zapowiadających się młodych naukowców może to być szansa na przyspieszenie rozwoju naukowego. Z drugiej jednak strony nadmierny pośpiech w karierze naukowej zbyt mocno nastawiony jest na osiągnięcie celu, z pominięciem wszystkiego, co składa się na akademickie „smakowanie” wiedzy. To „smakowanie” nie jest przecież wyłącznie beztroskim przedłużaniem młodości na koszt podatnika, tylko poważną inwestycją intelektualną.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina