Smoleńsk 2010 – wersja rosyjska

Nie ufam raportowi MAK ani jego autorom. Dlatego, że nie mówią całej prawdy.

W raporcie moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) nt. katastrofy smoleńskiej ważne jest nie tylko to, o czym on mówi, ale i to, o czym nie mówi. Zacznijmy od tego, co się w raporcie znajduje. Są w nim wyliczone bezpośrednie przyczyny katastrofy: niepodjęcie na czas decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe, obniżenie lotu mimo braku widoczności i lądowanie wbrew zaleceniom kontroli lotów, zignorowanie ostrzeżeń systemu TAWS oraz presja psychiczna wywierana na pilotach. Pierwsze trzy przyczyny – jak sugerują Rosjanie – obciążają polskich pilotów, czwarta – dowódcę Polskich Sił Powietrznych i dyrektora protokołu dyplomatycznego, a także samego prezydenta Rzeczpospolitej.

Wielokrotnie powtarzana teza o naciskach na pilotów staje pod znakiem zapytania w świetle odczytanego przez polskich ekspertów nieczytelnego, zdaniem Rosjan, fragmentu nagrania z kabiny tupolewa. O treści tego fragmentu jest mowa w polskich uwagach do projektu raportu MAK. Z nagrania wynika, że piloci tupolewa nie zamierzali lądować w Smoleńsku za wszelką cenę. Po przekroczeniu wysokości 100 m dowódca zgłosił, że odchodzi na drugi krąg. „Odchodzimy” – powiedział, a jego komendę potwierdził drugi pilot. Załoga podjęła więc próbę odejścia na drugi krąg, jednak nie udało się wykonać manewru.
Nie można natomiast uważać za błąd tego, że piloci ignorowali komunikaty zapobiegającego zderzeniu z ziemią systemu TAWS. Smoleńskiego lotniska nie było w jego bazie danych. Dlatego nawet przy bezpiecznym lądowaniu system ten musiałby się „odezwać” i podawać alarmujące komunikaty: „Terrain ahead” (Ziemia przed tobą) i „Pull up” (Ciągnij w górę).

Co nowego wniósł raport MAK?
Pominę tu drobniejsze kwestie, takie, jak brak certyfikatu sprawności technicznej tupolewa (polskie prawo nie wymaga go od maszyn wojskowych) i domniemanego przekroczenia maksymalnej dopuszczalnej masy samolotu, jaki mogło przyjmować smoleńskie lotnisko – polscy eksperci zakwestionowali odnoszące się do tego szacunki Rosjan. Tak czy inaczej, kwestie te można pominąć, skoro ani strona polska, ani rosyjska nie zakwestionowały stanu technicznego samolotu, a jego masa nie była wymieniana jako czynnik, mający znaczenie dla zaistnienia katastrofy. Tak naprawdę nowe w raporcie są dwie ważne okoliczności: że po pierwszym ostrzeżeniu systemu TAWS zmienione zostały ustawienia głównego wysokościomierza barycznego i to w taki sposób, że pokazywał on fałszywe dane, tzn. samolot znajdował się faktycznie 170 metrów niżej niż to wynikało ze wskazań tego urządzenia. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało. (Pojawiła się hipoteza, że ktoś przełączył go omyłkowo, chcąc wyłączyć system TAWS, który w Smoleńsku był bezużyteczny, a jego alerty tylko przeszkadzały lotnikom). Z drugiej strony, raport stwierdza jednak, że piloci w ostatniej fazie lotu posługiwali się innym wysokościomierzem – radiowym, co zresztą uznane zostało za błąd. Pojawia się więc znak zapytania, a przecież zadaniem MAK nie było stawianie w raporcie pytań, ale udzielanie odpowiedzi. I druga nowa okoliczność – znajdujący się w kokpicie dowódca Sił Powietrznych miał mieć – według Rosjan – 0,6 promila alkoholu we krwi. Polscy eksperci w komentarzu do pierwotnej wersji raportu nie odnieśli się do tego ustalenia z powodu braku odpowiedniej dokumentacji. Jest to kwestia tak drażliwa, że konieczna byłaby dokładna weryfikacja tej informacji przez stronę polska. Tak się nie stało. Poszła w świat informacja, jakoby katastrofę spowodowali: pijany dowódca polskiego lotnictwa wojskowego do spółki z wywierającym na pilotach presję prezydentem. A przecież to nie oni siedzieli za sterami i w wieży smoleńskiego lotniska. Poza tym, nie jestem pewien, czy podawane przez Rosjan informacje o alkoholu we krwi polskiego generała są prawdziwe.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała