Aleksandr Łukaszenka wypowiedział wojnę każdemu, kto nie myśli tak jak on. Opozycyjnym kandydatom na prezydenta grozi długoletnie więzienie, a niezależni dziennikarze uciekają do Polski.
W dniu wyborów, 19 grudnia, spotkajmy się w Mińsku na placu Październikowym. Będziemy świętować wygraną albo o nią walczyć – grzmiał na przedwyborczym mityngu Uładzimir Niaklajeu, jeden z głównych oponentów Łukaszenki w walce o fotel prezydenta Republiki Białorusi. Do przyjścia na plac zachęcali także inni opozycyjni kandydaci. Nie spodziewano się uczciwego liczenia głosów podczas wyborów, a jedyną szansą na podważenie reżimu Łukaszenki widziano w masowych protestach.
Co wydarzyło się w Mińsku?
Na placu Październikowym ludzie zaczynają gromadzić się o 20.00. Nie wszyscy chętni dojechali. KGB aresztowało młodzież w pociągach zdążających do stolicy, a na drogach prowadzono nieustanne kontrole. Prewencyjnie aresztowano co bardziej aktywnych działaczy opozycji. Do Mińska dotarli tylko najbardziej wytrwali. Dla nich władze Mińska przygotowały niespodziankę. Na większej części placu, gdzie od wielu tygodni opozycja planowała główną akcję sprzeciwu, urządzono lodowisko, na którym opłaceni wcześniej mińszczanie niewinnie ślizgają się na łyżwach. – Przynieśmy piasek i sól – proponują co bardziej pomysłowi demonstranci. Po chwili przebieg wydarzeń zaczyna nabierać tempa. Ludzi wciąż przybywa, zajmują już nie tylko plac, ale i główną ulicę. Do tłumu dociera informacja, że Uładzimir Niaklajeu w drodze na plac został pobity do nieprzytomności przez nieznanych sprawców. Pozostali kandydaci, którzy już są na placu, próbują kierować zgromadzonymi. Tłum szacowany na kilkadziesiąt tysięcy udaje się w stronę placu Niezależności. To tam na początku lat 90. ub. wieku opozycyjny Białoruski Front Ludowy ganił komunistyczną nomenklaturę, organizując ogromne wiece poparcia.
Na placu panuje euforia, obserwowana przez milczące odziały milicji. Żywiołowe okrzyki „Żyje Białoruś”, przerywane kolejnymi wystąpieniami opozycyjnych kandydatów, kumulują się wokół budynku białoruskiego parlamentu. – Będą rozmowy z władzą – taka informacja krąży wśród protestujących. Po 22.00 kilku mężczyzn rozbija szyby w drzwiach do parlamentu. Część demonstrantów chce forsować wejście, jednak od wewnątrz parlamentu bronią przygotowane jednostki Specnazu. – To prowokacja! Przyszliśmy na pokojową demonstrację – krzyczy do ludzi Wital Rymaszeuski, kandydat na prezydenta Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Jakby na potwierdzenie jego słów żołnierze Specnazu wysuwają się z ukrycia i zaczynają okrążać plac. „Milicja z narodem” – krzyczą demonstranci. Bezskutecznie. Zaczyna się brutalny atak. Ludzie są pałowani, kopani i ciągnięci do milicyjnych ciężarówek. Milicja i Specnaz biją młodzież, kobiety oraz opozycjonistów. O 23.00 na placu Niezależności znajdują się już tylko służby siłowe i garstka dziennikarzy. Demonstranci w małych grupkach wracają do domu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Łukasz Grajewski, redaktor portalu Eastbook.eu